sobota, 26 października 2013

RoweLove

Wspominałam już, jak uwielbiamy tutaj rowery? :D I w ogóle jesteśmy takie usportowione, aktywne i w formie! Dziś na ten przykład pokonałyśmy w sumie jakieś 15 km rowerem i 10 na nóżkach, spaliłyśmy co najmniej milion kalorii, a do tego zrobiłyśmy sobie sesję zdjęciową i wpadłyśmy na plenerowy festiwal muzyczny. Ja nawet jeszcze zdążyłam w czasie niego energicznie potańczyć. (Alik jest w posiadaniu nagrania, szukam właśnie na nią haka, żeby nigdy nie ujrzało światła dziennego :D)

Co stoi za naszym sukcesem? Bynajmniej nie ćwiczenia niejakiej Ewy Ch. ani żadne dopalacze, a.. ładna pogoda w weekend!!! Serio :D Generalnie uznałyśmy, że komuś się pomyliło, i ta aura miała być wczoraj, albo w poniedziałek, ale nie! Charakteryzując szczegółowo - kojarzycie tę wiosenną pogodę w okolicach Wielkanocy, towarzyszącą gruntownemu sprzątaniu mieszkania, temu całemu myciu okien i trzepaniu dywanów? To właśnie zastałyśmy dziś. Urocze 21 stopni, piękne acz nieostre słońce i delikatny wiaterek. Ogarnęłyśmy się więc niespiesznie, korzystając z okazji do wyspania. Alot się pouczył, Alik - zrobił na bóstwo - na uwagę zasługują kreski! - i ruszyłyśmy w trasę. Po drodze Alot-GPS nieco się przywiesił, ale skończyło się dobrze :)

Na trasie podziwiałyśmy trochę miejscową faunę





Czas na postój i... Zbliżenie na Alika! 



Ptasio nam śpiewał 

A te dwie się na nas gapiły i chyba robiły zdjęcia, więc się zrewanżowałyśmy :D 

Chwila na zachód słońca



I na małą sesję 


 Alot romantyczny (dedykacja dla Marcina W. :D)

...i swojski ;) 

Na koniec duecik dedykowany wszystkim nieposiadającym konta na FB


Tu rzut oka na festiwal - gdy tam wreszcie dotarłyśmy, było już zupełnie ciemno. Sceny dwie, w chwili naszych odwiedzin jedna na jazzowo, druga na swingowo :)



Nie wiemy, co to jest, mamy nadzieję, że nie zwłoki, uciekłyśmy zaraz po zrobieniu zdjęcia :P 

Wstępnie byłyśmy umówione na 20 z Japończykami na jedzenie, w ostatniej chwili jednak spotkanie zostało odwołane. Poszłyśmy zatem we własnym zakresie zapolować (dziś zwyciężyła kuchnia koreańska), a następnie - bo przecież mało miałyśmy ruchu - wybrałyśmy się jeszcze na spacer wzdłuż rzeki, którego główną atrakcją był podświetlany na kolorowo Taipei Bridge.


Kolorki czasem pojawiały się od razu na całej długości, czasem - jak na zdjęciu poniżej - rozlewały stopniowo. Tu widać, jak rozlewa się tęcza... 

..która w całej okazałości wygląda tak :) 

Tu zbliżenie na jedną stronę 

A tu na drugą, w chwilowo patriotycznych barwach. Myślałyśmy najpierw, że druga strona wyświetla kolory pół na pół, dopóki się nie zorientowałyśmy, że jedna połówka jest... zepsuta i ciągle świeci się na biało :D Praktyczny Alot utyskiwał na marnotrawstwo prądu, ale okazało się, że w drodze powrotnej (po 22), iluminacja już była wyłączona 

A takie cudeńko  można dostrzec, jeśli oderwie się wzrok od rzeki :) 

Jak więc sami widzicie, dzień był niezwykle aktywny. Czujemy się mega i nawet nam się nie chce spać, choć już pierwsza na budziku dochodzi. Ciekawe, o której jutro wstaniemy :D Plany mamy znów sportowe i oczywiście ambitne, ale czy pogoda na nie pozwoli...? Trzymajcie kciuki!

PS. W wyniku jakiejś usterki Alot nie zapłacił dziś ani grosza za wypożyczenie roweru :D I jak ich tu nie kochać?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz