czwartek, 31 grudnia 2020

Białowieża - największe odkrycie 2020

Pewnie się zgodzimy, że 2020 nie był rokiem stworzonym do podróżowania. Wiele planów trzeba było przełożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość, a i spontaniczne wypady były trudniejsze. Wymagania i obostrzenia zmieniały się jak w kalejdoskopie, kierunki otwierały się i zamykały bez ostrzeżenia.

Jest jednak coś, co 2020 zrobił całkiem nieźle - zachęcił do podróży lokalnych, krajowych. Dzięki temu właśnie odkryliśmy Toruń i Bydgoszcz, spędziliśmy kilka dni w Krynicy, ale przede wszystkim - na nasz najdłuższy urlop wybraliśmy nieznane nam dotąd Podlasie.

Wśród wielu niesamowitych miejsc na naszej trasie znalazła się i ona - Białowieża, moje top 1, zauroczenie roku 2020. Skąd ta ekscytacja? Powodów jest co najmniej kilka!


Położenie

Zbliżamy się do Białowieży wąską drogą przecinającą gęsty las, bez bicia rekordów prędkości, bo kto wie, co za zwierz może zaraz wyskoczyć prosto pod koła.

Słuchamy białoruskiego radia, bo to odbiera najlepiej. Jakoś mimowolnie przenosimy się w czasie i przestrzeni.

Powoli pojawiają się zabudowania, a las rzednie. Wkrótce docieramy do "centrum", a tam między innymi przykuwająca wzrok choć nieczynna stacja kolejowa, okazała cerkiew i brama do parku pałacowego.

Białowieża to niby zwyczajna wieś, położona głównie wzdłuż jednej ulicy, pełna malowniczych chat, gdzie nie znajdziecie biedronki, za to zaopatrzycie się w sklepiku u pani za ladą, jak za dawnych lat. Mimo że jest tam kilka okazałych pensjonatów, większość bazy noclegowej nie reklamuje się na bookingu, a raczej na lokalnych portalach i zwłaszcza w sezonie trzeba się nieźle naszukać. My trafiliśmy idealnie - agroturystyka, u "Babci" i "Dziadka" (to nie jest oficjalna nazwa, ale tak rodzinnie się tam czuliśmy) - nasi gospodarze mieszkali na parterze, my na piętrze ich domu.

Niby zwyczajna wieś, a jednak można się poczuć, jakby czas się tu zatrzymał. Wokół cisza, a nocą - prawdziwa nieprzenikniona ciemność, co najwyżej cykanie owadów czy odległe szczekanie psa. I coś jeszcze, coś nienamacalnego, czy to oddech historii, a może tchnienie puszczy?

Mimo że byliśmy w szczycie sezonu, w ogóle nie czuć było tłumów - pewnie ze względu na niesprzyjającą aurę (trafiało nam się kilka biblijnych ulew dziennie), która chyba jeszcze dodatkowo tworzyła urokliwy klimat.

Aby wczuć się jeszcze bardziej i spróbować zrozumieć, dlaczego jest tu tak wyjątkowo, polecam książkę Anny Kamińskiej "Białowieża szeptem" - czytana przed zaśnięciem w Białowieży właśnie wprowadza w niesamowity nastrój. A przy odrobinie szczęścia uda Wam się namówić gospodarzy na opowieści o dawnych czasach i posiedzicie na werandzie przy naparze z mięty z ogródka do późna, aż przestaniecie się nawzajem widzieć.

Jeśli to nie jest magia, to co nią jest? :)


Pamięć o przeszłości

Białowieża i przylegająca do niej puszcza była od wieków pod ochroną monarchów, stanowiła swoisty rezerwat, gdzie polować mógł tylko król i jego goście. I choć polowania te były obfite i krwawe (jedno z nich upamiętnia słynny obelisk z 1752 roku w Parku Pałacowym), królewski patronat zapewniał jednocześnie nietykalność tym terenom i pozwolił na ich przetrwanie we względnie dziewiczym stanie. 


Nic dziwnego, że to właśnie w okolicach Białowieży znajdziecie Szlak Dębów Królewskich - ścieżkę z widokiem na kolejne monumentalne drzewa upamiętniające kolejnych władców i ich małżonki, a także Książąt Litewskich.

Po królach pieczę nad Białowieżą przejął car, który postanowił zbudować tu swój pałac myśliwski. A cóż to był za pałac! Miał 134 pomieszczenia, każda komnata miała inny artystyczny wystrój, jedna z najciekawszych miała ściany i meble wyklejone starymi znaczkami pocztowymi z całego świata.

Równie starannie zagospodarowano sam park, po którym i dziś można przyjemnie spacerować, a gdzie znajdziecie budynek Białowieskiego Parku Narodowego wraz z muzeum.

Co się stało z samym Pałacem?

Nie, nie został zniszczony w czasie wojen - nasza Gospodyni wciąż pamiętała, jak w dzieciństwie w nim myszkowała. Zachował się po wojnie w całkiem niezłym stanie i byłby teraz unikatową atrakcją turystyczną, podjęto jednak decyzję o jego rozebraniu, co ostatecznie nastąpiło w 1961 roku. Do dziś można jeszcze podziwiać samą Bramę Pałacową i klimatyczny Dworek Gubernatora, nawet starszy od samego pałacu.

Poniżej Brama Pałacowa - w deszczu


A tu już Dworek Gubernatora - nadal leje...



Carska przeszłość nie jest jednak zupełnie w Białowieży zapomniana. Gorąco polecam odwiedziny dwóch odrestaurowanych stacji kolejowych: Białowieża Pałac i Białowieża Towarowa.

Ta pierwsza ma piękne ażurowe zdobienia, utrzymana jest w bieli i błękicie, a w sezonie spróbujecie tam wybornej kawy. Można trafić też na wystawę plenerową i inne atrakcje, w tym plac zabaw i piękny ogród.




Ciasto marcinek - polecamy!


Białowieża Towarowa, znajdująca się na uboczu wsi, została z kolei wyremontowana i zamieniona na wykwintną restaurację, a przyległe zabudowania - na unikatowe  miejsca noclegowe, mieszczące się również w dawnym wagonie!

Co do samej restauracji - ceny zawrotne, skusiliśmy się mimo wszystko, ale nie uważamy, żeby te kwoty były uzasadnione. Na pewno warto zajrzeć do środka i napawać się ciekawym wystrojem z epoki, warto też przejść się po peronie i znów powdychać ducha przeszłości. Po ulewie i o zmierzchu wrażenia są niezapomniane.




Wykwintny posiłek w "Carskiej"




Żubry

Tak, nie ma zaskoczenia - symbol Białowieskiego Parku Narodowego to zdecydowanie jedna z głównych atrakcji. Jest coś słodko-gorzkiego w historii tego gatunku, chronionego latami przez królów i carów, po to aby sami mogli nań polować, wytrzebionego na początku XX wieku, a następnie mozolną pracą przywróconego do naturalnego środowiska.

Niby to taka większa włochata krowa, ale ten majestat, a jednocześnie zwinność robią wrażenie. :)

Podobno najłatwiej spotkać dzikiego żubra jesienią lub zimą, ale całorocznie i bezpiecznie można to zrobić w Rezerwacie Pokazowym Żubrów (wstęp 10 zł). I warto. Obiekt to takie właściwie zoo, ma też plac zabaw dla dzieci i znacznie więcej gatunków do zaprezentowania niż sam żubr. Nie ma co ukrywać jednak, że to żubry - a jest ich tam całkiem sporo - przyciągają najwięcej entuzjastów i potrafią całkiem profesjonalnie pozować.




Kiedy już napatrzycie się na króla puszczy, możecie wybrać się na spacer ścieżką przyrodniczą Żebra Żubra, która zaczyna się na tyłach rezerwatu pokazowego, przy czym nie jest ona pętlą i zaprowadzi Was w zupełnie inne miejsce. Jeśli musicie wrócić do samochodu, najprościej będzie w którymś momencie zawrócić. 




Na parkingu przed rezerwatem pokazowym, przynajmniej w sezonie, stoi zwykle kilka stoisk z lokalnymi pamiątkami i produktami, ciekawe publikacje, dla małych i dużych, można tez nabyć w kasie obiektu.


Puszcza

Była już mowa o jej symbolu, dostojnym żubrze, pora przejść do meritum.


W Białowieży puszcza jest jakby stałym kompanem, czuje się bez przerwy jej majestatyczną obecność, jej ciągły wpływ na tutejszą społeczność. Nawet konfesjonały w tutajszym kościele były do niedawna "puszczańskie" - wyrzeźbione z drewnianych bali przez naszego Gospodarza we własnej osobie! Niestety już je usunięto, ale wciąz można znaleźć ich zdjęcia na google maps.

Od wieków mieszkańcy tych terenów w ten czy inny sposób byli z puszczą związani, czy wręcz od niej zależni, wykonując unikatowe zawody, na usługach króla czy cara. Również i dziś puszcza pozostaje wizytówką i motorem napędowym wsi. Białowieża była jedynym miejscem na naszej podlaskiej trasie, gdzie spotkaliśmy tylu zagranicznych turystów. Tutejszy rezerwat ścisły to chyba największa atrakcja - wejścia tylko z licencjonowanym przewodnikiem, tylko w niewielkiej grupie, za sporą opłatą, a za bramą rezerwatu kamery i strażnicy sprawdzający uprawnienia. Choć ścieżki w rezerwacie szerokie i dobrze wydeptane, a grup mimo wszystko sporo, opowieść przewodnika pozwala zrozumieć, jak ważny i unikatowy jest to ekosystem. Można też dowiedzieć się z pierwszej ręki, o co chodziło z tym kornikiem drukarzem.





Nawet jeśli nie uda Wam się wejść do rezerwatu, możecie skorzystać ze wspomnianej ścieżki Żebra Żubra, przejść się do Miejsca Mocy czy leśniczówki Simony Kossak - tras nie brakuje.

Inną atrakcją jest też przejażdżka kolejką wąskotorową z pobliskiej Hajnówki - nam się tym razem nie udało, ale słyszeliśmy sporo pochlebnych opinii i widzieliśmy parę zachęcających zdjęć.


Kulinaria

Nie może zabraknąć wzmianki o posiłkach, choć nie mamy tym razem zbyt wiele do powiedzenia. Poza wspomnianą restauracją "Carską", która karmi dobrze, ale jest bezlitosna dla portfela, jedliśmy tylko w "Babushce" (mają filie w Hajnówce, ale i w samej Białowieży) - takim trochę barze mlecznym z wyczytywaniem numerków, ale porcje słuszne, a i ceny przystępne, więc jeśli nie zależy Wam na restauracyjnym doświadczeniu, możecie śmiało uderzać. 



Magia Białowieży

Obawiam się, że mimo usilnych prób nie potrafię wyrazić słowami, co właściwie aż tak urzekło mnie w Białowieży - niby zwyczajna wioska na skraju starego i gęstego lasu, niby miejsce turystyczne, ale jest w niej coś nieuchwytnego i niezwykle kojącego. Na mnie Białowieża zadziałała trochę jak na wielu Bieszczady - miałam od razu ochotę rzucić wszystko i się tu przenieść, albo chociaz kupić jakąś działkę czy rozpadającą się chatę do remontu. Dobrze (?), że Adam mnie powstrzymał...

Prawdopodobnie gdyby nie restrykcje końca roku, to w Białowieży witałabym 2021, bo do grona moich marzeń dołączyły odwiedziny zimową porą i poszukiwania żubrów, tym razem tych dzikich. ;)

Nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do odwiedzin. Przekonajcie się sami, czy i na Was Białowieża zrobi wyjątkowe wrażenie. Nawet jeśli nie - atrakcji na co najmniej kilkudniowy wypad z pewnością nie zabraknie.

niedziela, 2 sierpnia 2020

Toruń i Bydgoszcz, czyli nie tylko gotyk i pierniki

Pandemia czy nie, czasem trzeba się wyrwać ze swojego otoczenia i zobaczyć coś nowego. Niedawno relaksowaliśmy się na Mazurach, więc tym razem przyszła pora na city break. Nie w Paryżu czy Lizbonie, a... w Toruniu i Bydgoszczy. :) Wstyd się przyznać, ale nie byłam nigdy w tych okolicach, z Trójmiasta niedaleko, pierniki lubimy, więc jedziemy! 

Po pobieżnym riserczu szybko okazało się, że na atrakcje, ciekawe miejsca i knajpy w Toruniu z pewnością zabraknie nam zaplanowanych 3 dni, więc staraliśmy się wybrać best of the best, must-see, trip advisor top, a żeby oszczędzić Wam tej heroicznej pracy, właśnie teraz - nie inaczej - te starannie wyselekcjonowane miejsca Wam zaprezentuję!

Na kilka godzin wybraliśmy się też do Bydgoszczy, więc i tamtejsze lokalizacje się pojawią. Zastanawialiśmy się przez chwilę, które z tych miast lepiej uczynić naszą bazą i ostatecznie postawiliśmy na Toruń. Przypominający nieco klimatem Kraków, urzekł nas cegłą i gotykiem, Bydgoszcz okazała się nieco bardziej industrialna a la XIX wiek, więc dla każdego coś miłego.

Gotowi na rajd po kujawskich atrakcjach?
Kolejność miejsc przypadkowa, raczej chronologiczna.

MUZEA / WARSZTATY 

w Toruniu polecamy skorzystanie ze strony https://torunskibonturystyczny.pl/ - można złapać tańsze bilety

Żywe Muzeum Piernika (Toruń, Rabiańska 9, wstęp płatny, rezerwacja w internecie)

Absolutne must-go w Toruniu! Są to warsztaty pieczenia pierników - serio, wyniesiecie swój własny wyrób! - połączone z ciekawostkami na temat tego przysmaku i samego Torunia. Opowieści snuje dwójka prowadzących niewychodzących z roli nawet w przerwie i radzących sobie zarówno z dziećmi, jak i śmiesznymi wujkami - wspaniała zabawa dla małych i dużych, śmiem twierdzić, ze starsi amatorzy pierników będą mieli nawet więcej frajdy, bo wychwycą różne językowe niuanse ;) Godzina leci nie wiadomo kiedy, na miejscu dobrze zaopatrzony sklepik, a szczęka boli ze śmiechu po wyjściu. Jak tu nie polecać, jak polecać?



Wiem, że jest jeszcze drugie muzeum piernika i na pewno kolejne instytucje oferujące warsztaty, ale z nich nie korzystaliśmy, więc się wyjątkowo nie wypowiem ;)

Dom Legend Toruńskich (Toruń, Szeroka 35, płatne, rezerwacja internetowa)

Kupiliśmy bilet kombo razem z Żywym Muzeum Piernika (obie atrakcje dzieli 4 minuty spacerkiem) i trochę obawialiśmy się, czy jesteśmy grupą docelową - w internecie znajdziecie raczej opinie, jaka to świetna atrakcja dla bombelków.
ALE - niespodzianka! - znowu Toruń dał radę i zaserwował nam dużo uciechy. Tak - były dzieciaki, tak - pewnie tu miały jeszcze większą frajdę, ale i tak - dobrze się bawiliśmy i znów dowiedzieliśmy czegoś o Toruniu bezboleśnie i nie wiadomo kiedy. Dwie prowadzące umiały się odnaleźć w zróżnicowanej grupie i zaangażować w zadania każdego. Szacun!

Planetarium (Toruń, Franciszkańska 15, płatne, rezerwacja internetowa)

Moje pierwsze planetarium i od razu poszliśmy na całość: zamówiliśmy 2 pokazy ("Meteoplanet" i "Poza horyzontem", każdy około 40 minut) i wizytę w Geodium (sala z wystawą ciekawostek o Ziemi i możliwością przeprowadzenia drobnych eksperymentów, całość ma zajmować do 45 minut).
Takie tam kolejne toruńskie kombo.

Pokazy bardzo na plus - wiadomo, animacje mogłyby być lepsze jakościowo, ale na mnie wciąż zrobiły ogromne wrażenie, do tego muzyka świetnie budowała klimat. Na "Meteoplanet" można się było uśmiechnąć, "Poza horyzontem" zostawiło mnie z przekonaniem, że mam chyba za malutki rozumek na ogarnięcie kosmicznych tematów, ale na pewno to było bardzo ciekawe i godne polecenia doświadczenie. Nie musicie robić takiego kombo jak my, choć my nie żałujemy. Co do wyboru miejsc na pokazie - siedzieliśmy blisko pulpitu prowadzącego i wszystko dobrze widzieliśmy.
To, co można sobie odpuścić, to Geodium - nie dowiedzieliśmy się chyba niczego nowego, sala trąci myszką, byliśmy w niej sami, więc naprawdę wszystko przetestowaliśmy :D Może dzieciom w wieku szkolnym będzie się podobać, ale podejrzewam, że są ciekawsze atrakcje tego typu. Lepiej zaserwujcie im kolejny pokaz, jak radzi ciocia Alot :D

A budynek wygląda tak, więc raczej nie do przegapienia:


Niewidzialny dom (Toruń, Strumykowa 5, płatne, rezerwacja internetowa)

To było coś! Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda życie osoby niewidomej - tu macie szansę się choć trochę dowiedzieć i przekonać na własnej skórze. Niesamowite doświadczenie, wyzwalające różne emocje i skłaniające do refleksji. Bardzo polecam! Jakkolwiek paradoksalnie to brzmi - otwiera oczy!

Muzeum Podróżników im Tony'ego Halika (Toruń, Franciszkańska 9-11, płatne, bez rezerwacji)

Dla fanów podróży, ale nie tylko. Zbiory pokaźne, prezentowane w dwóch sąsiadujących kamienicach, przybliżające życie i wyprawy Halika i Dzikowskiej, ale również ukazujące losy ich poprzedników, polskich i zagranicznych.
Spodziewałam się chyba trochę więcej, ale tak naprawdę wystawa jest bogata i różnorodna, nieprzeładowana informacjami, eksponatów jest sporo, ale sensownie pogrupowanych, same wnętrza kamienicy też mogą robić wrażenie. Zwiedzanie trwa około godziny.
Nam się podobało, ale jeśli nie przepadacie za oglądaniem figurek, ubiorów czy biżuterii, możecie pominąć.



Exploseum (Bydgoszcz, Alfreda Nobla, płatne, bez rezerwacji)

Na to muzeum zdecydowanie czekałam!
Wystawa o materiałach wybuchowych w budynkach dawnej fabryki materiałów wybuchowych, częściowo prowadzona betonowymi tunelami?! Brzmi fantastycznie!
I cóż, nie rozczarowaliśmy się :) Dodatkowa atrakcja to konieczność otwierania drzwi zewnętrznych własną kartą magnetyczną, której nie można zgubić! Do tego to tu mieści się niesamowita mini sala kinowa.
Surowe wnętrza stanowiły świetne tło dla przemyślanej i ponownie - nieprzeładowanej wystawy, której jednak do końca się nie spodziewałam. Nie doczytałam, że ekspozycja ma być poświęcona też ogólnie historii broni, wojskowości i wojny, i chyba nie byłam gotowa na to, że w połączeniu z sugestywną muzyką, Exploseum wywoła u mnie tyle przemyśleń, i to tych z rodzaju "człowiek jest najgorszym gatunkiem na Ziemi, rozpędźmy się wszyscy i rzućmy z klifu". Wciąż jestem pod wrażeniem i mimo tych trudnych emocji - zdecydowanie polecam.

Jest pierwszy tunel, jest impreza!


Ekran sali kinowej: 

A poniżej widownia: 

Dzięki, Alfred. Od razu mi lepiej. 

Tunele nie zawsze są proste ;) 

Ale nie zgubicie się w nich - trasa jest bardzo dobrze oznakowana: 

Kiedy nie poruszamy się tunelami, wychodzimy czasem na słońce



Muzeum Mydła i Historii Brudu (Bydgoszcz, Długa 13, płatne, rezerwacja internetowa)

To znów była atrakcja, na którą czekałam. Tu jednak oczekiwania i dobry marketing nieco przerosły rzeczywistość. Ok, udało się zrobić własne mydełko. Udało się też dowiedzieć kilku ciekawostek o historii mycia i nie-mycia na przestrzeni wieków, podanych w przystępny sposób przez sympatycznego przewodnika. Sale jednak okazały się dość ciasne, eksponatów nie aż tak wiele, klimy brak i pod koniec marzyliśmy, żeby wyjść czy chociaż na chwilę usiąść.
Jasne, na koniec zaserwowano nam nostalgię za PRL, można było też zaopatrzyć się w sklepiku i ogólnie wrażenia na plus, ale to pewnie te wygórowane oczekiwania nieco obniżają ostateczną ocenę.
Tak czy inaczej - miłe doświadczenie, można się pośmiać i co nieco dowiedzieć, a także wynieść własne mydełko ;)





GASTRONOMIA

Po tych peanach na temat głównych atrakcji, za chwilę pomyślicie, że to na pewno wpis sponsorowany, ale co poradzę - wyjazd ten okazał się równie udany pod względem kulinarnym!
I serio, miasto Toruń nie dokłada do tego wpisu ani złotówki (trochę szkoda...)

Browar Jan Olbracht

Z racji tego, że Adam jest smakoszem piwa, nie mogliśmy ominąć chyba najsłynniejszego browaru w Toruniu. Co prawda trunki Olbrachta dane nam już było poznać wcześniej, ale przyjemnie było je degustować u źródła, w przytulnym ogródku, w towarzystwie smakowitych przekąsek. Piwo piernikowe bardzo przyjemne, ceny umiarkowane, świetne miejsce na początek kulinarnej przygody z Toruniem.


Filmar

Odkrycie! Niepozorna restauracja hotelowa, nie w centrum, do której trafiliśmy tylko z racji trwajacego Restaurant Weeka i ich ciekawych menu festiwalowych. Gdy już dotarliśmy na miejsce, nie byliśmy przekonani, zwłaszcza że zapowiadało się na powrót w deszczu, ale nasze obawy okazały się nieuzasadnione :) Dania pyszne, porcje duże, ładnie podane, do tego sympatyczna obługa. Owszem, trochę lawirowaliśmy między kolejnymi ulewami w drodze powrotnej, ale zupełnie nie żałujemy. Nie wiemy, jak prezentuje się ich oferta na co dzień, ale trzeba przyznać, że ruch mieli cały czas. Przy okazji spaceru do nich można też zobaczyć mniej utarte toruńskie szlaki.


Luizjana

Kolejne odkrycie! Restauracja kreolska przy rynku, o której czytaliśmy już przed przyjazdem. Bardzo ciekawe dania - trudno było podjąć decyzję, co zamówić, a ostatecznie wszystko dobre (dania zapowiadane jako pikantne rzeczywiście takie były!), obfite i bardzo sprawnie podane, biorąc pod uwagę, że trafiliśmy na sobotnie godziny szczytu. Wyśmienita i nieco inna mrożona herbata, przytulny ogródek w samym centrum, miła obsługa... Toruniu, robisz to dobrze!


Bread House

Jedno z miejsc, które odwiedziliśmy dwukrotnie na porannego bajgla i kawkę (dzięki za polecenie, Magda!). Bogata oferta również dla wegetarian i wegan, odważne połączenia, własne pieczywo - można podglądać, jak kolejne porcje się robią, kilka stolików również na zewnątrz. Nie zmieściliśmy tym razem ciast, ale wyglądały bardzo zachęcająco. Mrożona kawa pycha!


Kona Coast Cafe

Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy dwukrotnie - raz na solidne śniadanie, raz na lunch przed powrotem. Za każdym razem bardzo nam smakowało i znowu - porcje spore. Zdecydowałam się na zestaw śniadaniowy z jajkami sadzonymi, kiełbaskami, sałatką, pieczywem i dodatkowym twarożkiem, licząc się z tym, że bez pomocy Adama się nie obędzie, ale wszystko było tak dobre, że cóż - obyło się :D A lunch w postaci ich popisowych panini też potrzymał długo. Mają również szeroki wybór kaw parzonych na różne sposoby i świetną salę w piwnicy, idealną, żeby się schronić przed upałem. Miła i sprawna obsługa! Zdjęcia niestety brak :(

Lenkiewicz

Kultowe chyba już lody, które polecano nam w kazdym miejscu i znowu - nie zawiedliśmy się. Może jedynym mankamentem było, że te, które dostaliśmy, nie były dostatecznie zmrożone i to, że... były ogromne, serio! Na początku wydawało nam się, że 6 zł za gałkę lodów to chyba megalomania, ale jak pani nałożyła ze 3 kulki jako tę "jedną" gałkę, to.. zrozumieliśmy ;) Piernikowe bardzo smaczne, cytryna też, jeśli lubicie kwaśne smaki, generalnie - warto spróbować, ale może na początek jedną gałkę? Adam mi musiał ostatecznie pomagać, co nie działa dobrze na ego :D Zdjęć brak, bo topiły się zbyt szybko (względnie, bo zbyt łapczywie się na nie rzuciliśmy)

Projekt Nano

Kolejne z poleceń Magdy, ale i naszego ulubionego gdyńskiego baristy (pozdrawiamy Black&White coffee!). Chwyciliśmy jedną kawę na wynos już w drodze do samochodu, aby ruszyć w drogę powrotną i była naprawdę świetna. Ciast niestety nie zmieściliśmy, ale podobał mi się szalenie sposób wyboru napoju - opowiedziałam na co mam ochotę i jakie smaki lubię, i od razu dostałam kilka propozycji do wyboru. Dla kawoszy - miejsce obowiązkowe!



INNE

Oczywiste atrakcje turystyczne i knajpy to pewnie podstawa zwiedzania, ale zarówno Toruń jak i Bydgoszcz mają do zaoferowania znacznie więcej i nawet zwyczajny spacer jest tu bardzo satysfakcjonujący. Zobaczcie zresztą sami...

Toruń

znajdziecie tu kilka ciekawych rzeźb w różnych zakątkach Starego Miasta

Kopernik ma swoje zaszczytne miejsce

Osiołek też ;)


Tu zaczął się sławetny Rejs..


Takie tam obustronne zwężenie drogi

Czy panorama Torunia zasługuje na miano jednego z siedmiu cudów Polski? Najlepiej sprawdźcie sami!


"Biedronka" w zabytkowych wnętrzach kamienicy pod opieką konserwatora zabytków

Toruń też ma swojego smoka!

Poniżej widoki z Wieży Ratuszowej




Bydgoszcz


Jest i flisak

Chyba najsłynniejszy widok z Bydgoszczy

Jest i nie mniej sławna opera


I tak oto weekend zleciał szybko i trzeba było wracać, ale pozostajemy pod wielkim wrażeniem i z przyjemnością wrócimy. Wciąż pozostało sporo miejsc do zobaczenia i dań do skosztowania. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak z czystym sumieniem polecić Toruń i Bydgoszcz na chociaż krótkie odwiedziny. Jak się okazuje, nie tylko cegłą i piernikiem stoją!