poniedziałek, 31 grudnia 2018

Wszystkie* nienapisane posty 2018

Przy okazji końcoworocznych podsumowań nie może u mnie zabraknąć wyrzutów sumienia z powodu tych wszystkich wpisów, które nie ujrzały światła dziennego. Tych zaczętych na różnych karteluszkach, tych układanych pod prysznicem czy w kolejce SKM. Tych, o które pytaliście i tych, które może nikogo nie interesują, ale zwyczajnie chodziły mi po głowie. Pozwólcie zatem w tym jednym zestawieniu, które może przeglądacie właśnie na kacu 1 stycznia, podzielić się kilkoma wspomnieniami z 2018.

I nie, nie będę teraz obiecywać, że w nowym roku zostanę lepszą, systematyczniejszą blogerką (zwłaszcza że pierwsze dwie okazje nadarzą się już w styczniu, więc bardzo szybko byście mnie z tego postanowienia rozliczyli :D), to co teraz zrobię, to pożyczę Wam i sobie wielu udanych, mniej lub bardziej dalekich, wypraw w 2019! Żebyśmy podróżowali, zbierali wspomnienia, a potem się nimi dzielili i...podróżowali jeszcze więcej! I żeby na to czasu i funduszy nigdy nie brakowało ;)

Ok, zaraz nawet ci, którzy nie są na kacu, porzucą ten przydługi wpis, zatem jedźmy z tym koksem! 



Szwajcaria - Lucerna, Genewa, Lozanna, Fryburg, Berno, Zermatt (styczeń-luty) 



Jak pewnie niektórzy wiedzą, w Liechtensteinie/Szwajcarii spędziłam 5 miesięcy w celach służbowych, ale od czego są weekendy! Pewnej soboty odwiedziłyśmy 4 miasta, innej - wjechałyśmy na lodowiec, a to wszystko dzięki mobilizacji i złapaniu pociągu o 5.17. Kraj Helwetów potwierdził stereotypy o przepięknych widokach, perfekcyjnej kolei, wysokiej stopie życiowej i generalnej wygodzie. Bardzo chciałabym tam wrócić, bo jeszcze tyle do zobaczenia! Za to marzenie o ujrzeniu Matterhornu na własne oczy mogę już skreślić z listy:) 



Genewa 





Ile się trzeba namęczyć dla dobrego zdjęcia ;) 




Złamane krzesło przed siedzibą ONZ w Genewie 



Lozanna - powyżej i poniżej 













Mocno krzywe metro w Lozannie 



Słynna rzeźba w Bernie, można przegapić, taka niepozorna 



A tu w drodze na lodowiec (Glacier Paradise) nad Zermatt, jako jedyne jechałyśmy bez nart 




Tu już widok z lodowca 



A tu z jego wnętrza 



Gdyby ktoś miał wątpliwości, kto tu rządzi.. 



Chmury się zbierają 






A kolej kursuje, taki mają klimat, że się da ;) 




Włochy - Trydent i Bolzano (maj) 



Kolejna weekendowa wyprawa w przerwie od pracy. Niezastąpione dolce vita, wiosna w pełnym rozkwicie, obcowanie z zabytkami i sztuką, ale też prawdziwy relaks, w sam raz na urodziny... Wino, gelati, czego chcieć więcej? 


Jest winorośl, jest dobrze! 










Gelati! 






Torre Aquila i freski z XV wieku! 









Szwecja - Goteborg i Sztokholm (czerwiec) 



Jakie to było pozytywne zaskoczenie! Bardzo gorący okres w pracy, zatem zero przygotowań i oczekiwań, chęć po prostu oderwania się i relaksu, a tu... 


Goteborg okazał się niezwykle przyjazny i przytulny. W pamięci pozostanie na pewno rejs po archipelagu, gdzie miejscowi mają swoje domki letniskowe, śledzie w wielu odsłonach, niby podobne a jednak tak różne od naszych, mecz piłkarski Szwecja- Peru, tak nudny, że największą atrakcją było śledzenie lotu samolotów składanych z kartoniady (za to sam stadion super!) i wspaniały wieczór nad fiordem z widokiem na dźwigi portowe.








Są śledzie, jest impreza! 


W krainie domków letniskowych 



Pingwiny w miejskim parku? Czemu nie! 



Z tym urządzeniem mogliśmy tylko pozować do zdjęć, siedząca obok Szwedka dała nam bardzo dosadnie do zrozumienia co sądzi o jego używaniu :D 






#braksłów 



Z kolei pociąg do Sztokholmu zaskoczył tym, że luksusowa była w nim tylko cena. A krajobrazy? Trochę nie dziwi, że u nich tyle mistrzów posępnych kryminałów, skoro wszędzie tylko lasy i jeziora ;)


Sam Sztokholm natomiast to już wielkomiejski szyk, choć z urokliwą starówką, monumentalne budynki i tylko może cień goryczy, że do ich rozkwitu doszło trochę naszym kosztem. Bez wątpienia jednak gwiazdą wyjazdu zostało muzeum Vasa- kolejne spełnione marzenie z dzieciństwa, kiedy tata opowiadał o przebogatym królewskim statku, który zatonął tuż po wyjściu z portu w 1628 roku i zachował się w niemal nienaruszonym stanie! 














No cóż, takie mieliśmy wtedy układy 




Oryginał podniesiony z dna! 







Gruzja - Mccheta, Tbilisi, Dawit Garedża (sierpień) 




Co prawda o Kazbeku i Truso już było, ale Gruzja to znacznie więcej! Odwiedziliśmy dawną stolicę Mcchetę, gdzie wciąż można podziwiać kościół, którego historia sięga X wieku, a wieczorkiem wybrać się na degustację win. Mccheta, choć położona bliziutko od Tbilisi ma zupełnie inny klimat - przypomina śródziemnomorską perełkę :) A skoro mowa o Tbilisi - czego tam nie ma! Piękne pokazowe nowoczesne dzielnice, zapadnięta starówka, 70 rodzajów chodników i żywiołowość rodem z początku lat 90. Z Tbilisi można się wybrać na jednodniową wycieczkę (dość męczącą, fakt) aż pod granicę z Azerbejdżanem, a tam - kompleks monastyrów z VI wieku wydrążonych w skale pośrodku stepu jak z "Pana Wołodyjowskiego". Najbliższa knajpa (wciąż pośrodku niczego) jest prowadzona przez... Polaków, oczywiście :D Ach ta Gruzja... Wrócę koniecznie, zachęcam bardzo bardzo!




Mccheta 




To się nazywa chrzest! 



:):):):) 




W stepie szerokim... 















Nasi tu byli! 



Niby pogoda taka sobie, a do zwiedzania Tbilisi idealna 





I jak tu się nie zgodzić? 



Ta bardziej reprezentacyjna część stolicy 





Turcja - Alanya, Side, Kapadocja (sierpień)



Nasze pierwsze "all inclusive". Ani niespecjalnie "all", a na pewno nie "inclusive", ale przynajmniej co nieco się nauczyliśmy i gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek mieli się zdecydować na taką opcję, będziemy mądrzejsi. I na przykład nie wybierzemy zakwaterowania w samej Alanyi, bo - chyba z wyjątkiem okolic portu - to prawdziwe piekło na ziemi :D Turystyczne zagłębie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Na szczęście niedaleko jest do ruin w Side - polecamy!




Targ - jedno z prawdziwszych miejsc w Alanyi 



Port 



Koci park 


A tu już Side 




W amfiteatrze wciąż odbywają się koncerty 



Perłą wyjazdu stało się kolejne spełnione marzenie - Kapadocja! I lot balonem o świcie!



Niesamowite! 





W środku skalnych kościołów nie można robić zdjęć 





Wyprawa zaczyna się jeszcze kiedy jest ciemno. Stopniowo przybywa światła i powietrza w balonach 




Z czasem do głosu dochodzi też ogień 


Pierwsi już wystartowali 





Teraz lecimy i my! 















(nie) Patrz w dół! 









Pierwsi skończyli 



W końcu i my zbliżamy się do ziemi :(











To jeszcze nie koniec, ale wszak jest sylwester i miałam robić coś innego :) Nastrój po tych wszystkich wspomnieniach już jest szampański. Chcę wierzyć, że jutro zamieszczę ciąg dalszy, ale jakby co - niczego nie obiecywałam! :)




Tak czy inaczej, prędzej czy później - do napisania!



Za zdjęcia dziękuję Weronice, Sylwii i Adamowi