piątek, 7 lipca 2017

Incepcja szekspirowska

Czyli o Szekspirze w Szekspirze!

Jak zwykle czerstwy tytuł pasuje najpierw wytłumaczyć...

Otóż być może nie wiecie, ale Alot odkąd dowiedział się, że w Gdańsku ma powstać teatr elżbietański zbudowany zgodnie z wyznacznikami epoki, zawsze marzył, żeby się tam znaleźć i na własne zmysły doświadczyć choć namiastki wrażeń dostępnych tym, którzy żyli w czasach, kiedy tworzył znany William (przyjmijmy, że istniał, bo wiemy, że są różne teorie). W trzeciej klasie liceum tenże Alot nawet o mały włos załapał się na festiwal szekspirowski, ale właśnie - o mały włos czyli wcale.

To nieśmiałe ziarenko pasji zostało z pewnością zasiane albo wzmocnione przez wielokrotne seanse "Zakochanego Szekspira" z 1999 roku, do którego wciąż od  czasu do czasu chętnie wracam.

Teraz zatem, kiedy stało się jasne, że przynajmniej na jakiś czas zmieniam adres zamieszkania na Trójmiasto, pewnym też było, że prędzej czy później zawitam wreszcie na spektakl we wspomnianym przybytku. Jednak nawet w najśmelszych snach nie wymyśliłabym tego, co się stanie...

Otóż któregoś piątkowego popołudnia tak po prostu natknęliśmy się na billboard zapowiadający nowy spektakl w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim (na billboardzie było oczywiście nieco więcej informacji, wszystkie je znajdziecie tu):


AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!

Jeden z ulubionych scenariuszy wystawiany w wymarzonym do tego miejscu, how cool is that?!

Nie było więc przebacz i już w dzień po premierze, 1 lipca, zasiedliśmy na miejscach tuż przed 16:30. Otóż trzeba Wam wiedzieć, że prawie wszystkie spektakle "Zakochanego Szekspira" są grane o tej godzinie, prawdopodobnie po to, żeby wykorzystać bajer z rozsuwanym dachem. Niestety tego dnia organizatorzy nie dogadali się z pogodą, więc dach pozostał słusznie zamknięty. Atrakcji było jednak wciąż dość sporo...

Sama bryła budynku robi wrażenie, już z daleka... Masywna, ciemna, przywodząca na myśl ponure zamczyska. W środku z kolei dużo drewna, wszelkie udogodnienia, zabytkowa drewniana ława do siedzenia i ciekawy sklepik z pamiątkami około szekspirowskimi. Gdy zabrzmiał gong, wielkie drewniane wrota prowadzące do sali na parterze zostały otwarte. My z kolei udaliśmy się na piętro...

Co do siedzeń, biletów i cen - żadne z nas tam wcześniej nie było, więc nie byliśmy pewni, które z miejsc będą najwygodniejsze. Ceny wahały się między 25 zł (nienumerowane na II piętrze, także stojące na parterze) a 50 - 60 zł. Niektóre niestety mają ograniczoną widoczność ze względu na mnogość filarów, ale było to przejrzyście zaznaczone na stronie. Zdecydowaliśmy się na miejscówki na pierwszym piętrze i generalnie wybór był niezły, ale z kolei przeszkadzały nam nieco barierki zabezpieczające. Siedzenia nie mają oparć - do dyspozycji mamy drewniane ławy, na których leżą poduszki. Widzowie siedzący w trzecim, najwyższym rzędzie piętra mogli się za to oprzeć o ścianę. Poniżej kilka zdjęć poglądowych (wybaczcie jakość, ale z podekscytowania drżały mi dłonie)

Scena, której spora część wcina się w widownię

Przekrój przez miejscówki - stojące na parterze (ludzie głównie oparci o scenę), siedzące - poduchy na parterze i piętrach

Jest też ujęcie niedobrej barierki i zbliżenie na jeden z filarów (i Alota!)

O miejscach można dywagować, następnym razem być może skuszę się na stojące na parterze, przy scenie. Tłumów nie było, więc w zasadzie widzowie dowolnie się przemieszczali, przemieszczały się również niezagospodarowane poduchy.

Co do samego spektaklu... Dla tych, którzy pamiętają film, zbyt wielu niespodzianek nie będzie, bo adaptacja jest zdecydowanie wierna. Przyznam, że spodobały mi się niektóre pomysły realizacyjne przenoszące pewne sceny z ekranu na deski teatru, np. rozmowa w płynącej łódce. Niektóre wątki czy postacie nieco rozbudowano lub nadano trochę inny charakter. I tak, ta interpretacja Wessexa nie do końca przypadła mi do gustu, o królowej nie wspomnę, ale jak można konkurować z Judi Dench? Podobny problem miałam początkowo z Violą, do której ostatecznie się przekonałam, ale generalnie były to 3 godziny (z 20-minutową przerwą) dobrej zabawy, jako że zdecydowanie dominował komediowy nastrój. Trzeba przyznać, że w jego budowaniu pomogło niemalże pełne wykorzystanie możliwości, jakie daje to określone wnętrze. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale napomknę, że akcja rozgrywa się nie tylko na scenie ;)

Byłam też ciekawa, jak przedstawienie przypadnie do gustu Adamowi, skoro zaledwie mgliście kojarzył oryginał filmowy, który to oryginał zresztą - jak być może pamiętacie - bywa momentami nieco melodramatyczny. Obawy na szczęście okazały się nieuzasadnione i na własne uszy słyszałam, jak Adam polecał spektakl już kilku osobom jako niezobowiązującą rozrywkę na lato. I taki chyba właśnie jest ten Szekspir w Szekspirze, sympatyczna komedia pomyłek w sam raz na wakacje.

Podobno Gdański Teatr Szekspirowski starał się o prawa do ekranizacji tego scenariusza od początków istnienia i w sumie trudno się dziwić. Zresztą w tym drugim w historii przedstawieniu dało się wyczuć prawdziwą frajdę i zaangażowanie aktorów, co dodaje tylko smaczku i promieniuje pozytywną energią. 

Spektakle zaplanowane są na całe wakacje i pierwszy weekend września, więc jeśli będziecie mieć możliwość wkomponowania Szekspira w grafik (poza spotkaniem z Alotem:D), to gorąco zachęcam! Możecie też spokojnie zabrać znajomych, którzy nie władają językiem polskim - nad sceną są wyświetlane napisy po angielsku.

Iść albo nie iść? To w tym przypadku zdecydowanie pytanie retoryczne ;)