środa, 15 października 2014

Varia Kulinaria: Najlepsza pizza w mieście!

W toku podsumowań nie może zabraknąć paru uwag na temat kuchni tajwańskiej :) Zwłaszcza takiej, na którą może pozwolić sobie student rozpaczliwie odliczający dni do wypłaty stypendium.

Zaczniemy jednak nieco przekornie, bo od przysmaku kuchni włoskiej, do tego nie najtaniej jak się da, ale za to zgodnie z przekonaniem chyba każdego Tajwańczyka, wpajanego także zagranicznym studentom za pośrednictwem jedynego słusznego podręcznika języka mandaryńskiego na Wyspie, a mianowicie: na Tajwanie znajdziesz każdy rodzaj potraw, na jaki masz ochotę :)

Dziś zatem króluje PIZZA! 

Powiedzmy sobie szczerze, przychodzi taki moment, kiedy masz już dość ryżu, a nawet makaronu czy cienkich zupek, a i pierożki jakby się znudziły. Tęskni się jeśli nie za kuchnią polską, to chociaż europejską. W takiej chwili pizza staje się jakby oczywistym i bezpiecznym wyborem. 

Pierwszym zetknięciem Alota z tą potrawą na Tajwanie była sieciówka "Napoli", jeden z lokali której znajduje się naprzeciwko mojej tajpejskiej uczelni. Nie polecam jednak, no chyba że frytki (!) - grube i jakby nie takie tłuste. ;) Sama pizza niestety mocno średnia, choć niedroga, istnieje też możliwość zamówienia zestawu z napojem i wspomnianymi frytkami (cena to bodajże 10.50 zł). "Napoli" jednak raczej skutecznie zniechęciła mnie do dalszych włoskich poszukiwań, a na eksperymenty z egzotycznymi azjatyckimi smakami drogiej "Pizzy Hut" jakoś nie miałam ochoty. (choć mają tam lunchową opcję "płacisz raz i jesz ile chcesz", gdyby ktoś był zainteresowany, ale - uwaga - większość lokali "PH" ma tylko wynosy)

Czymże jednak byłby świat bez poczty pantoflowej? (Zresztą jeśli nie wszystkie, to przytłaczająca większość proponowanych przeze mnie w tej serii knajp i budek została mi przez kogoś polecona.) Któregoś pięknego dnia, który miał na zawsze zmienić mapę moich kulinarnych doznań na Tajwanie, Dani wspomniał o pewnej malutkiej pizzerii niedaleko jego miejsca zamieszkania... (o ile dobrze pamiętam, działo się to w obecności Sióstr, które przy okazji pozdrawiam!)

I tak się wszystko zaczęło! I już nie chciałam jeść żadnej innej!

Od tamtej pory lokalik ten, a raczej jego kuchnia, stał się dla mnie jednym ze "smaków", na który od czasu do czasu ma się ochotę. Na przykład na kaca. ;) I zazwyczaj w dni, kiedy był zamknięty, co zresztą nadawało całej sprawie pikanterii. Z racji tego, że jest to malutki biznes prowadzony przez jedną osobę, właściciel sam ustala dni wolne, których w miesiącu bywa sporo, więc wybierając się tam, nigdy do końca nie można było mieć pewności, że nie zastanie się rolet zasuniętych. I oczywiście mają przerwę między 14 a 16. 

Ale dość gadania... witajcie w "Copoka Pizza"! TU znajdziecie wszystkie praktyczne informacje, w tym daty zamknięcia lokalu.

Tak wygląda ów przybytek! Nie dajcie się jednak zrazić ubogim wystrojem ;)

A tu już menu, pizze serwowane są w dwóch wielkościach: 9 i 12 cali. Mniejsze kosztują zwykle ok. 15 zł, większe - tak 10 więcej. Można oczywiście dobrać dodatki, pojawiają się też sezonowe smaki, latem była promocja - napój gratis! 

Tu już właściciel/szef kuchni (w głębi), spec od PR (przy stole) i darmowe napoje :)

A tu już zgłodniały Alot czeka na pizzę chłodzony zaawansowaną klimą przy jedynym stoliku 

No i jest! 



Cienkie ciasto! 

I tak, ja wiem, to tylko pizza, ale uwierzcie, można o niej marzyć :) W dodatku właściciel też okrążył Tajwan na rowerze, co poświadcza poniższa tabliczka na łosiu na biegunach. Też próbowałam taką kupić, ale ta odyseja to materiał na osobny wpis... 

Zatem jeśli będziecie mieli kiedyś w Tajpej smaka na pizzę - "Copoka Pizza" niedaleko stacji Dongmen i słynnej Jongkang Jie spełni tę zachciankę, zapewniam!
 

A następnym razem już będzie o pierożkach, więc bądźcie czujni! 




niedziela, 28 września 2014

Taiwan: TOP 5

(El ranking dedicado a Daniel Garcia Gonzalez, el Maestro de todos los rankingos :D)

Tym razem chciałam Wam przedstawić pięć wyjątkowych miejsc na Tajwanie. Takich, które zrobiły na mnie wrażenie, urodą i/lub atmosferą, zapadły w pamięć (z wyjątkiem jednego z nich, we wszystkich byłam tylko raz!) i, moim skromnym zdaniem, zdecydowanie godne są odwiedzenia, gdyby los rzucił Was kiedyś na piękną Formozę. O niektórych z nich słyszałam już wcześniej, przygotowując się do wyjazdu, o niektórych znacznie później, jedne należą do słynnych perełek Wyspy, inne leżą z dala od utartych szlaków turystycznych pielgrzymek... 

Jest to oczywiście subiektywny wybór, którym rządzi kilka zasad:
1. wszystkie miejsca z tego rankingu znajdują się poza Tajpej, bo a. w planach jest jego własna lista, a po b. warto poznać coś spoza stolicy,
2. nie dotarłam niestety między innymi do takich atrakcji jak: szczyt Alishan czy jezioro Sun Moon Lake, zatem siłą rzeczy ich tutaj nie znajdziecie,
3. Alot jest raczej turystą spod znaku wspinaczek i rowerów, na plaże się więc nie nastawiajcie, chyba że te kamieniste ;)
4. w zasadzie każda z tych atrakcji zasługuje na oddzielny wpis, ale tu postaram się streszczać, zdjęć też nie będzie aż tak dużo, komp nie przemieli,
5. nie, nie będzie po raz trzeci o wiosce kotów! :D

No to jedziemy!


MIEJSCE 5 - Yeliu (野柳) 
Gdzie? Przylądek położony ok. godziny autobusem na północy-wschód od Tajpej.
Po co? Yeliu słynie z charakterystycznych skał uformowanych pod wpływem połączonych sił wiatru i wody. Dodam, że wybierałam się tam chyba ze trzy miesiące, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie i ostatecznie wylądowałam tam chyba w ostatnich dniach pobytu. Przylądek jest raczej niewielki, a więc zwykle dość zatłoczony, ale krajobraz i kolory robią wrażenie, a można też urwać się na spacer trasą biegnącą wzgórzami, gdzie nie ma żywego ducha, za to są największe motyle, jakie dotąd widziałam! Główną atrakcją Yeliu jest skałka o wdzięcznej nazwie Głowa Królowej (女王頭), do zdjęcia z którą czeka się w specjalnej kolejce. Można jednak podejść do tego wyzwania po polsku i zapozować z drugiej strony ;)

Widok z altany na końcu motylej trasy

W tym upale nawet odrobina cienia jest na wagę złota

Głowa Królowej poza kolejnością ;) 

Nie wybierajcie się tam w weekend! 

Czerwonej linii nie wolno przekraczać! 

A skałek dotykać! :P





MIEJSCE 4 - Sanxiantai (三仙台)
Gdzie? Niewielki obszar na środkowo-wschodnim wybrzeżu Tajwanu obejmujący 10 km plaży i kilka wysepek.
Po co? To właśnie tam mieliśmy najciekawszy nocleg w ramach pierwszej wyprawy rowerowej - darmowy na stołach :D Tam też znajduje się piękny most prowadzący na największą z wysepek, niezwykle malowniczą: góry i morze, zieleń i skały... Miodzio! Dla mnie była to przede wszystkim kwintesencja uroku wschodniego wybrzeża Tajwanu, do którego - a szkoda, choć ma to też swoje plusy - turyści jakoś za bardzo nie docierają, mimo że przygotowane jest na nich wzorowo. (fotos: Daniel GG)

Most niczym smoczy ogon

Przed świtem 


Na wyspie - tu część jeszcze w miarę cywilizowana 

A tu już bardziej dziko 

Świeża rybka sama się nie złowi 


Widok z latarni morskiej


Czeluść 

O Sanxiantai było już tutaj: dni 2-5.


MIEJSCE 3 - Tainan (台南)
Gdzie? Najstarsze z miast Tajwanu, dawna stolica, położone na zachodnim wybrzeżu, tak bardziej na południe ;)
Po co? Miasto Tainan, jedyne w tym zestawieniu, absolutnie mnie urzekło niesamowitą atmosferą - pełno tu śladów historii z różnych okresów, jest tropikalna flora i południowy luz, pofałdowany teren, mokradła, nawet ronda mają, a ceny niższe niż w stolicy! Po raz pierwszy zawitałam do Tainanu w ramach naszej wyprawy dookoła Wyspy, ale spodobało mi się tak bardzo, że wybraliśmy się tam ponownie, na weekend. Wrażenia znów musiały być pozytywne, skoro podróżowało ze mną trzech przystojnych mężczyzn, spaliśmy w podrzędnym hotelu przy dworcu, po mieście poruszaliśmy się zdezelowanymi rowerami z wypożyczalni (wiadomo kto przewodził), a do tego Germain kupował na gwałt długie spodnie na night markecie, żeby nas wpuścili do klubu w sobotnią noc :D O towarzyszącym całej wyprawie nieziemskim upale chyba nie muszę wspominać... 
Tainan słynie przede wszystkim ze świątyń (na czele z tą poświęconą Konfucjuszowi), po których uwielbiam się błąkać, mimo że - a może właśnie dlatego iż - religie i wierzenia Azji wciąż pozostają dla mnie raczej dość dziewiczym obszarem. Tainan jest przy tym dziki, jakby bardziej kontynentalny, ale może poszczycić się również chociażby uroczą i niezwykle spokojną dzielnicą Anping, idealną dla pieszych wędrówek. To tam znajduje się między innymi fort Zeelandia - spadek po Holendrach, ale też Tree House - zawłaszczony przez naturę dawny magazyn. A nieopodal - słynne mokradła - rezerwat ptactwa wszelkiej maści. W Tainanie znajdzie się też bulwar z ogródkami piwnymi i słynna ulica Shennong. Dla każdego coś miłego!

Efektowny lokal gastronomiczny

Towarzysze 


Fort Anping (Zeelandia) 

Nietuzinkowa pamiątka zakupiona w fantastycznym sklepie z zabawkami 

Obrońca Tainanu - smok z mieczem(-ami) w pysku 

Malownicze Anping o zachodzie słońca 

Jedna z wielu świątyń - ta znaleziona niejako przypadkiem 

A ta już jak najbardziej celowo 



MIEJSCE 2 - Green Island (綠島)
Gdzie? Położona u wschodnich wybrzeży Tajwanu, nieopodal Taitung.
Po co? Sporo atrakcji w jednym miejscu. Jedno z trzech na świecie gorących źródeł ze słoną wodą, fantastyczna tropikalna przyroda, muzeum upamiętniające zesłanych tu po wojnie więźniów politycznych a także świetna kuchnia. Ten wypad był szczególny również dlatego, iż choć sama wyspa jest niewielka (jakieś 22 km obwodu), wszyscy poruszają się tu skuterami lub przynajmniej rowerami. Transportu publicznego właściwie brak - jedyny autobus jeździł na tyle dowolnie, że nigdy nie udało nam się z niego skorzystać :P Jako że nie odważyłyśmy się dosiąść stalowych rumaków, a Czeszka nie potrafi jeździć na rowerze (tak, wiem :P), byłyśmy prawdopodobnie pierwszymi pieszymi turystkami w historii Green Island. :D Udało nam się ostatecznie skorzystać z pomocy tubylców, tym bardziej że nasza baza noclegowa - pole namiotowe, z basenem! - było dość oddalone od jedynego miasteczka, z jedynym 7venem. Warto było jednak znosić drobne niedogodności, choć jeżeli nurkujecie, to na pewno będziecie mieli z Green Island jeszcze więcej pożytku. Dla mnie wyjazd ten był przede wszystkim bardzo potrzebną wówczas chwilą relaksu i oczyszczenia głowy. Pewnie również dlatego ta mała wysepka uplasowała się w rankingu tak wysoko.

Na Green Island najtaniej dostać się promem. Czy najlepiej? Cierpiący na chorobę morską mogą nie być zachwyceni... 

Wysepka pozostanie dla nas królestwem wszędobylskich jaszczurek, ale fauna prezentuje się tu znacznie bardziej bogato 

Jest i kawałek piaszczystej plaży 

Jedna z atrakcji, przed wylądowaniem na talerzu :P 

A skoro o talerzach mowa... Jeden z najwspanialszych posiłków, jakie dane mi było spożyć na Tajwanie 

Wspominałam chyba o gorących źródłach? ;) 

Na Green Island wciąż działa więzienie (już dla "zwykłych" przestępców, nie politycznych), jest więc również odpowiedni sklepik z pamiątkami 

Rajskie widoki 

I latarnia, niestety nie można do niej wchodzić 


Trasa naszej wędrówki wokół wyspy

Widok z okna 



Wschód słońca w dniu wyjazdu 



MIEJSCE 1 - Park Narodowy Taroko (太魯閣國家公園)
Gdzie? Nieopodal Hualien, wschodnia część wyspy, tak bardziej na północ ;)
Po co? Taroko to chyba najsłynniejsza atrakcja turystyczna Tajwanu. Słyszałam o nim jeszcze przed wyjazdem na Wyspę, a potem również w trakcie zajęć i od wielu znajomych. I - nie uwierzycie - nie zawiodłam się. Mimo że udało mi się zobaczyć tylko część dostępną za pośrednictwem autobusu turystycznego, a w dodatku niektóre miejsca były zamknięte - Taroko pozostawiło niezatarte wrażenie. Po prostu niesamowita przyroda i dowód na upór gatunku ludzkiego - budowa biegnącej wąwozem drogi pochłonęła wiele ofiar. Dodatkowo, dla mnie była to pierwsza wyprawa tak daleko poza Tajpej i dzięki niej wreszcie zrozumiałam choć trochę, skąd te zachwyty nad Tajwanem ;)

Wysiadacie na dworcu w Hualien. Naokoło teren jest płaski jak stół. Ale w oddali (nie tak znów daleko) widzicie majestatyczne góry, trochę jakby wklejone w krajobraz. To tam :D







W Taroko byli też m.in. Mery z Mateuszem ;) Też im się podobało

A więcej informacji o Taroko pojawiło się już tutaj: pierwszy dzień.


Tak oto dobrnęliśmy do końca krótkiego Alotowego przewodnika po najciekawszych miejscach Tajwanu. Jak łatwo zauważyć, sponsorowały go epitety: malowniczy, fantastyczny, piękny... Zdjęcia zapewne tego nie oddają, ale nie da się ukryć, że ta niewielka wyspa skrywa sporo skarbów. Gorąco zatem zachęcam do odkrycia ich na własną rękę, a gdyby ktoś potrzebował przewodnika - wiecie gdzie mnie szukać ;)