poniedziałek, 21 października 2013

Coś się dzieje

Skoro ostatni post był w środę, a mamy poniedziałek, to wiedzcie, że... :D

Za nami weekend, że mucha nie siada. Prawdopodobnie przede wszystkim dlatego, że - werble - właściwie nie padało! Zanosiło się, straszyło, wiało, kropiło, ale obyło się bez ulew. W skrócie:

W czwartek rozdziewiczyłyśmy wreszcie Ubike'i - niesamowity system miejskich rowerów. Stanowiska są rozmieszczone często-gęsto, a ma być ich jeszcze więcej. Wystarczy zapolować na któryś z pojazdów, przyłożyć do czytnika naszą kartę miejską i już - światełko zmienia się z zielonego na niebieskie (albo z górnego na dolne - wersja dla daltonistów), blokada zostaje zwolniona (jak w lotto) i możemy ruszać w trasę. Pierwsze pół godziny - darmowe, za każde kolejne pół pobierana jest opłata w wysokości 1 zł. Odbijają ją z naszej karty, gdy przykładamy ją do czytnika, chcąc zwrócić/zablokować niepotrzebny już rower. W czwartek wróciłyśmy zatem do domu na rowerach, zdobywając jednocześnie bezcenną wiedzę - na rowerach nie przewozimy cupcake'ów :D Co prawda krem zlizywany z kartonowego opakowania smakuje tak samo dobrze, ale traci bezpowrotnie swoje walory estetyczne :D 

Piąteczek - nuda z racji niesprzyjających warunków atmosferycznych. Miałyśmy wybrać się w dalszą wyprawę rowerową, zamysł ten został niestety udaremniony. Na szczęście - nie na długo...

Sobota - Alot został zabrany na małą wycieczkę po mieście przez kolegę z zespołu, w którym podśpiewuje, dzięki czemu mógł zobaczyć:

Przeróżne smakołyki

Uroczą kawiarnię z na wpół dzikim ogródkiem 


I z ciekawskim drobiem


Nieznany dotąd kawałek nabrzeża


Świątynkę ustawioną prawie na boisku do kosza 

Śpiącego piesia 

Występy w strojach z lat 20.



I nie tylko 


Była także nowsza muza 


Wpadła skośna Marilyn Monroe 

I.. Gucio? 

A ta babcia w czarnym sweterku wywijała tak, że niejedna nastolatka mogłaby wpaść w kompleksy 

Nieopodal był również targ tekstylny

Z ponumerowanymi alejkami.. 

..bo naprawdę można było się tu zgubić 


Co podobało się Alotowi najbardziej? Oczywiście jazda na skuterze pomiędzy tymi miejscami :D Zwłaszcza przy dużych prędkościach na zakrętach! Nie chciałam zgubić aparatu, stąd brak zdjęć z tych chwil radości, ale jest szansa na kolejną wycieczkę, to może wtedy ;)

Sobotnie atrakcje nie miały się jednak wcale szybko wyczerpać. Gwoździem programu było wspólne lepienie, a następnie konsumowanie pierogów u Tomka! Z najprawdziwszym twarogiem! 

Alot dzielnie zagniótł dwie porcje ciasta i przystąpiliśmy do działania!


Gospodarz w szale wykrawania. Przynajmniej dopóty, dopóki Alik nie ustawiła go do pionu i nie przejęła tej ważnej funkcji :D 

I do dzieła!

Pełen profesjonalizm :D 


Przerywnik - mądrości lodówkowe 

Total - 113 sztuk, lekko rozkleiła się tylko jedna 

A tu już przepyszny efekt końcowy! 

Pojedli my, popili, humory były przednie, ale to wciąż nie był koniec :) W nieco uszczuplonym, ale wciąż licznym gronie, udaliśmy się na koncert niesamowitej grupy MU5A's. Każdy z muzyków po prostu kocha to, co robi i jest w tym diabelnie dobry. Słowa tego nie oddadzą. Po wyjściu wciąż byliśmy w swoistym letargu, jak to zazwyczaj po obcowaniu z czymś nieogarnionym. Nawet nie robiłam za bardzo zdjęć, choć miejsca mieliśmy dobre.




W drodze powrotnej (znowu wprosiłam się na skuter :D) wyjaśniło się wreszcie, jak wygląda tutaj kontrola trzeźwości kierowców. Jest ona przeprowadzana... na węch. Policjant kazał Thomasowi coś powiedzieć, przy czym słowo musiało przedrzeć się dodatkowo przez kask, i nie nachylając się nawet zbytnio, pozwolił jechać dalej. Może ci funkcjonariusze są specjalnie szkoleni? Jak psy? Albo mają jakieś nadnaturalne zdolności?...

Za to Alik z Alotem wykazały się nadnaturalną determinacją w niedzielę, kiedy to - nareszcie - wybrałyśmy się na dłuższą przejażdżkę rowerową nad rzekę. 


Od prawej: ścieżka dla pieszych, dla rowerów, dla skuterów, górą - samochody :) 

Mój bolid 

A tu już Alik na swym rumaku 

Jak widać - krajobrazy mijałyśmy dość urozmaicone





Najprzyjemniejszy punkt trasy - postój przy chińskich znakach zodiaku z obowiązkową sesją :D

Najpierw każda ze swoim - Alik i Smok

Alot i Królik 

A potem się zaczęło... :D 






Trafiłyśmy jeszcze na kilka ciekawych latawców



Ostatni rzut oka na Palemkę i zdecydowałyśmy się na powrót do cywilizacji, bo pora była obiadowa, a do tego Alot musiał się uczyć do testu. 

Wróciłyśmy już autobusem, ale przejażdżka rowerowa zajęła nam ponad godzinę, momentami pod silny wiatr, więc byłyśmy bardzo z siebie zadowolone i dumne, że nie dałyśmy się przepłoszyć groźnym chmurom. 

Moim osobistym ukoronowaniem weekendu była dwugodzinna próba z chłopakami, w czasie której - prawdopodobnie pod wpływem sobotniego koncertu - zaszaleliśmy, aż miło :) Działo się, oj działo! 















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz