Skoro ostatni post był w środę, a mamy poniedziałek, to wiedzcie, że... :D
Za nami weekend, że mucha nie siada. Prawdopodobnie przede wszystkim dlatego, że - werble - właściwie nie padało! Zanosiło się, straszyło, wiało, kropiło, ale obyło się bez ulew. W skrócie:
W czwartek rozdziewiczyłyśmy wreszcie Ubike'i - niesamowity system miejskich rowerów. Stanowiska są rozmieszczone często-gęsto, a ma być ich jeszcze więcej. Wystarczy zapolować na któryś z pojazdów, przyłożyć do czytnika naszą kartę miejską i już - światełko zmienia się z zielonego na niebieskie (albo z górnego na dolne - wersja dla daltonistów), blokada zostaje zwolniona (jak w lotto) i możemy ruszać w trasę. Pierwsze pół godziny - darmowe, za każde kolejne pół pobierana jest opłata w wysokości 1 zł. Odbijają ją z naszej karty, gdy przykładamy ją do czytnika, chcąc zwrócić/zablokować niepotrzebny już rower. W czwartek wróciłyśmy zatem do domu na rowerach, zdobywając jednocześnie bezcenną wiedzę - na rowerach nie przewozimy cupcake'ów :D Co prawda krem zlizywany z kartonowego opakowania smakuje tak samo dobrze, ale traci bezpowrotnie swoje walory estetyczne :D
Piąteczek - nuda z racji niesprzyjających warunków atmosferycznych. Miałyśmy wybrać się w dalszą wyprawę rowerową, zamysł ten został niestety udaremniony. Na szczęście - nie na długo...
Sobota - Alot został zabrany na małą wycieczkę po mieście przez kolegę z zespołu, w którym podśpiewuje, dzięki czemu mógł zobaczyć:
Przeróżne smakołyki
Uroczą kawiarnię z na wpół dzikim ogródkiem
I z ciekawskim drobiem
Nieznany dotąd kawałek nabrzeża
Świątynkę ustawioną prawie na boisku do kosza
Śpiącego piesia
Występy w strojach z lat 20.
I nie tylko
Była także nowsza muza
Wpadła skośna Marilyn Monroe
I.. Gucio?
A ta babcia w czarnym sweterku wywijała tak, że niejedna nastolatka mogłaby wpaść w kompleksy
Nieopodal był również targ tekstylny
Z ponumerowanymi alejkami..
..bo naprawdę można było się tu zgubić
Co podobało się Alotowi najbardziej? Oczywiście jazda na skuterze pomiędzy tymi miejscami :D Zwłaszcza przy dużych prędkościach na zakrętach! Nie chciałam zgubić aparatu, stąd brak zdjęć z tych chwil radości, ale jest szansa na kolejną wycieczkę, to może wtedy ;)
Sobotnie atrakcje nie miały się jednak wcale szybko wyczerpać. Gwoździem programu było wspólne lepienie, a następnie konsumowanie pierogów u Tomka! Z najprawdziwszym twarogiem!
Alot dzielnie zagniótł dwie porcje ciasta i przystąpiliśmy do działania!
Gospodarz w szale wykrawania. Przynajmniej dopóty, dopóki Alik nie ustawiła go do pionu i nie przejęła tej ważnej funkcji :D
I do dzieła!
Pełen profesjonalizm :D
Przerywnik - mądrości lodówkowe
Total - 113 sztuk, lekko rozkleiła się tylko jedna
A tu już przepyszny efekt końcowy!
Pojedli my, popili, humory były przednie, ale to wciąż nie był koniec :) W nieco uszczuplonym, ale wciąż licznym gronie, udaliśmy się na koncert niesamowitej grupy MU5A's. Każdy z muzyków po prostu kocha to, co robi i jest w tym diabelnie dobry. Słowa tego nie oddadzą. Po wyjściu wciąż byliśmy w swoistym letargu, jak to zazwyczaj po obcowaniu z czymś nieogarnionym. Nawet nie robiłam za bardzo zdjęć, choć miejsca mieliśmy dobre.
W drodze powrotnej (znowu wprosiłam się na skuter :D) wyjaśniło się wreszcie, jak wygląda tutaj kontrola trzeźwości kierowców. Jest ona przeprowadzana... na węch. Policjant kazał Thomasowi coś powiedzieć, przy czym słowo musiało przedrzeć się dodatkowo przez kask, i nie nachylając się nawet zbytnio, pozwolił jechać dalej. Może ci funkcjonariusze są specjalnie szkoleni? Jak psy? Albo mają jakieś nadnaturalne zdolności?...
Za to Alik z Alotem wykazały się nadnaturalną determinacją w niedzielę, kiedy to - nareszcie - wybrałyśmy się na dłuższą przejażdżkę rowerową nad rzekę.
Od prawej: ścieżka dla pieszych, dla rowerów, dla skuterów, górą - samochody :)
Mój bolid
A tu już Alik na swym rumaku
Jak widać - krajobrazy mijałyśmy dość urozmaicone
Najprzyjemniejszy punkt trasy - postój przy chińskich znakach zodiaku z obowiązkową sesją :D
Najpierw każda ze swoim - Alik i Smok
Alot i Królik
A potem się zaczęło... :D
Trafiłyśmy jeszcze na kilka ciekawych latawców
Ostatni rzut oka na Palemkę i zdecydowałyśmy się na powrót do cywilizacji, bo pora była obiadowa, a do tego Alot musiał się uczyć do testu.
Wróciłyśmy już autobusem, ale przejażdżka rowerowa zajęła nam ponad godzinę, momentami pod silny wiatr, więc byłyśmy bardzo z siebie zadowolone i dumne, że nie dałyśmy się przepłoszyć groźnym chmurom.
Moim osobistym ukoronowaniem weekendu była dwugodzinna próba z chłopakami, w czasie której - prawdopodobnie pod wpływem sobotniego koncertu - zaszaleliśmy, aż miło :) Działo się, oj działo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz