poniedziałek, 2 września 2013

Back to school!

Dziś będzie o tym, czym się Alot z Alikiem tak naprawdę w tym całym Tajpej zajmują, bo może nie wszyscy dokładnie wiedzą. Otóż dostałyśmy się na roczny kurs języka chińskiego finansowany w postaci stypendium (ok. 2500 zł na miesiąc) przez rząd Tajwanu. Miałyśmy same wybrać uniwerek, a ponieważ za środki stypendialne mamy nie tylko przeżyć, ale i opłacić czesne, podczas aplikowania zwracałyśmy uwagę również na ten, jakże istotny aspekt ;) Nieoceniony Alik (również dzięki jego uprzejmości w dzisiejszym poście będą jakieś fotki :D) wyszperał informacje o Chinese Culture University, mniej obleganym przez nie-skośnych i tańszym od chociażby NTU czy NTNU, i... oto jesteśmy!


Sam kampus uniwersytetu mieści się poza ścisłym centrum, ale jego centrum językowe, a więc nasza szkoła - ok. 20 minut jazdy autobusem od naszej hacjendy (a propos - tajwańskie autobusy też doczekają się posta:D).

Jak wygląda nauka?

Grupy są maksymalnie 11-osobowe i, oczywiście, zróżnicowane poziomami. Mój przypadek w tym względzie jest dość ciekawy... Po teście online dostałam się do grupy nr 2, a więc oczko wyżej niż całkiem początkująca, co uznałam za powód do chwały. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, co mnie w związku z tym czeka :D Otóż, przeskakując grupę nr 1, przeskoczyłam także blisko 600-stronicowy podręcznik, który moja grupa przerobiła w trybie intensywnym w ciągu ostatnich trzech miesięcy (mają tutaj semestr letni, czyli - UWAGA - NIE MA wakacji letnich, ba - nie mają też świątecznej przerwy zimowej, co oznacza lekcje w Wigilię i Boże Narodzenie :( Niby nadrabiają jakimś tam chińskim Nowym Rokiem, ale to nie to samo!). Zatem teraz, oprócz zwykłych zajęć z nimi, nadrabiam sama pierwszy podręcznik (skończyłam właśnie lekcję 10tą, jeszcze 17:D). Skąd ten zapał? Poza wspomnianą przemożną chęcią zrozumienia, co się dookoła mnie dzieje i wysłowienia tego, co mi w duszy gra, jest jeszcze jeden haczyk. Jako stypendystki, musimy z Alikiem zdać końcowy egzamin semestralny (będziemy się tu uczyć przez cztery 3-miesięczne semestry, a więc czekają nas 4 takie egzaminy) na minimum 80%, gdyż w przeciwnym razie wstrzymają nam na miesiąc stypendium. To się nazywa motywacja! :D

A jak wyglądają same zajęcia? Odbywają się dla naszych grup codziennie, od poniedziałku do piątku, w godzinach 10.10 - 13.00. W moim przypadku - do 13.10, bo odrabiamy jedne zajęcia, które - o zgrozo - przepadną w październiku! W miesiącu możemy mieć 12 godzin nieusprawiedliwionych nieobecności, co daje - jak łatwo policzyć - 4 dni. Na zajęciach są czytanki, prace w grupach, niespodziewane pytania i teściki, a po nich - zadania domowe. Powrót do podstawówki! :) Alik ma ciekawiej. Jako że jest w wyższej grupie, oprócz klasycznych zajęć ma też kurs do wyboru - zdecydowała się na naukę poprzez śpiewanie chińskich piosenek, co wygląda tak:


Jeszcze jedna ciekawa kwestia - rzeczywiście na tym uniwerku nie ma wielu nie-Azjatów. W swojej grupie jestem jedyna, choć oczywiście biorąc pod uwagę to, jak wyglądam, można to kwestionować;) (Tak, usłyszałam już, że wyglądam jak pół-Azjatka od naszego drogiego agenta Williama:D) U Alika jest oprócz niej jeszcze pół-Australijka, pół-Tajwanka, więc to się chyba nie liczy... W swojej grupie mam do tego czworo Japończyków i... Są dwa plusy - poza swoją ojczyzną rzeczywiście są bardziej otwarci i skorzy do rozmowy. Po drugie - pozbyłam się jakichkolwiek obaw przed mówieniem po japońsku :D To jest taka ulga, kiedy mogę się przełączyć na język, w którym więcej jestem w stanie przekazać, że... po prostu mówię, niczym się nie przejmując i nie zważając na błędy:D Dziś zostałam nawet zaproszona na wspólny wypad do izakayi (oczywiście zabieram Alika), więc powinno być dobrze. Zatem z grupy, a i nauczycielki (kobieta z jajem, wygląda na 30, ma 42 lata - standard u Azjatek:D) jestem jak najbardziej zadowolona. Z czego jeszcze? Z biblioteki! Sami zresztą popatrzcie (skoro już Alik zrobił zdjęcia:D):


Kafejka wewnątrz, jeszcze nie korzystałam, ale zapowiada się smacznie i tanio


Są nawet jakieś książki w tle :D


A tu, dla chętnych, indywidualne salki seminaryjne

To chyba na razie tyle w tym temacie. Pewnie zapomniałam o paru istotnych rzeczach, ale może sobie przypomnę albo Wy się przypomnicie ;)

A tymczasem Alot wraca do nauki! :D












3 komentarze:

  1. no, w końcu się doczekałam!!! :)
    to ucz się pilnie:P buźki:***

    OdpowiedzUsuń
  2. ale to sobie nie można 'pomacać' książeczki ?!

    a drogie macie podręczniki ?

    no i jednego nie rozumiem, to jak wy się chińskiego uczycie z innymi chińczykami ?! Nie do końca rozumieju ...

    OdpowiedzUsuń
  3. można pomacać, można, a podręczniki niestety drogie - mój kosztował 60 zł plus 10 zł za zeszyt ćwiczeń, Alika jest nawet droższy. A chińskiego uczymy się z innymi AZJATAMI, np. Japończykami, Koreańczykami, Tajami. To jest kurs chińskiego dla obcokrajowców :)

    OdpowiedzUsuń