piątek, 23 sierpnia 2013

Jak to z przelotem było...

Jak się okazało, podczas 20-godzinnej podróży na drugi koniec świata ogarnięcie dwóch przesiadek (jedna w Doha, druga w Hong Kongu) wcale nie jest największym wyzwaniem, ani najbardziej ekscytującą przygodą. Nasze przygody zaczęły się już na Okęciu i wcale nie mam na myśli niesprzyjającej aury (ulewa, zimno, wiatr)..

Otóż, miła pani z Qatar Airways (nie polecamy z uwagi na odsetek głośnych i rozrabiających arabskich dzieci na metr kwadratowy) poinformowała nas, że wbrew zapewnieniom z Expedii, przysługują nam nie dwie a JEDNA 23-kilogramowa walizka na głowę. Chyba nie muszę dodawać, że miałyśmy przygotowane po dwie, choć nie tak ciężkie... Ja zaczęłam się gorączkowo przepakowywać, Alik - chwała jej za to - kłócić. Efekt - niewielka (w porównaniu z tą, która nam groziła) opłata za nadbagaż, totalny bajzel w moich walizkach tak pieczołowicie i tematycznie pakowanych przez dwa dni. Shit happens :P

Kolejna atrakcja - moje magic fingers, jak to nazwał Alik. Zepsułam dwa ekrany w dwóch kolejnych samolotach:D Pierwszy się zaciął na napisach końcowych "Hobbita", drugi - wyświetlał filmy bez wideo. :D W trzecim - nie było dźwięku w ogóle :D Ale w nim miałam kryzys i spałam nawet gdy samolot już lądował.

Anegdotka, która pozostanie z nami na zawsze - na lotnisku w Doha, gdy Alik się oddalił, zagadał do mnie menszczyzna w kwiecie wieku, po raz pierwszy twierdząc, że wyglądam NIE jak Azjatka, a jak - Australijka (!). Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy płakać, bo z jakiego wyglądu słyną Australijki? Wiecie może? :P
Potem było tylko lepiej... Pytanie o to, ilu miałam chłopaków, ile trwa nasza przesiadka w Hong Kongu, przysiadanie w samolocie, gdy Alik poszedł do toalety, i dopytywanie, czy jesteśmy parą... :D To tak w skrócie... Alot zawsze narozrabia. Nawet jak jest grzeczny.

No ale.. doleciałyśmy szczęśliwie. W duecie. Odebrał nas Kuba, którego z tego miejsca pozdrawiam, jak również Ideę, która nas poznała ;) Obecnie pomieszkujemy w hostelu, poszukując mieszkania, ale to już zupełnie inna historia...

Poniżej parę fotek. Dla zainteresowanych - fotek Australijczyka brak :P

Obowiązkowa focia skrzydła


Witamy w Doha, stolicy Kataru. Niezłe widoki...

Może pamiątkę?

Na przykład pacynkę z - dla odmiany - wielbłądem?

Że jaki masz niby rozmiar? 37?

Słit focia z rąsi. I w romantycznej sepii, w końcu jesteśmy parą :D

A teraz pora na Hong Kong

I Hong Kong raz jeszcze. Lotnisko, na którym po raz pierwszy jechałam do bramek pociągiem :)






2 komentarze:

  1. Wzruszyłam się prawie! :P miłych szaleństw i czekam na więcej :) (a Ty Alocie pamiętaj, żeby mi się przypomnieć z książkami)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie :P a o książkach pamiętam, ale to dopiero we wrześniu, wcześniej nie ma co, bo i tak jesteś zajęta ;) Buziaki z Tajpej!

    OdpowiedzUsuń