czwartek, 29 maja 2014

Sandwich

Każdy, kto zna mnie choć trochę, wie doskonale, że moją największą, a może nawet jedyną, prawdziwą pasją jest śpiewanie. Było tak, jest i pewnie już zostanie, tym bardziej, że ostatnio stuknęła mi 18tka po raz dziewiąty, więc teraz już z górki... Nie mam wielkiego głosu, osiągnięć, ani wykształcenia w tej dziedzinie, ale sprawia mi to niesamowitą wręcz frajdę. Kiedy zatem napotkacie któregoś dnia Alota, który nie mruczy/podryguje/wystukuje dziwnych rytmów - wiedzcie, że coś się dzieje. Najprawdopodobniej jestem chora i/lub w depresji. :P

Cóż, oszczędzę Wam łzawych historii o Ani w przedszkolu niezmiennie powtarzającej, że w przyszłości chce zostać piosenkarką, czy wygrywającej jakieś konkursy w podstawówce. Dość powiedzieć, że muzyka zawsze się gdzieś przewijała, czy to w Rzeszowie (pozdrowienia m.in. dla Cioci Gabrysi i Krzycha), czy w Krakowie (dwa chóry i wypady na śpiewogrania na AGH - pozdro dla Borsuka i ekipy). W Barcelonie zostałam etatową psalmistką podczas polskich mszy, ale największe sukcesy to oczywiście Japonia. Poza pamiętnym hymnem w trakcie ceremonii otwarcia Mistrzostw Świata w Siatkówce Kobiet (którego nie wiedzieć czemu nie ma jeszcze na youtubie :P), udało mi się wkręcić do przemiłego, ad hoc zmontowanego zespołu "dub-katanas", gdzie z Carlosem, Ericiem i Choshiro muzykowaliśmy nieraz nie tyle do kotleta, co do kufla w barze o wielkości i wystroju przypominającym przeciętny garaż ;)

Nic to jednak w porównaniu z ogromem szczęścia, który spotkał mnie tu, w Tajpej, gdzie przygarnęli mnie niezrównani panowie z "Sandwicha": Michał, Tomek i Pierre. Początki nie były łatwe, jako że ich utwory nigdy nie były przeznaczone do śpiewania, brakowało zatem tekstów i jakichkolwiek wytycznych co do wokalu. Byłam też początkowo dość onieśmielona starciem z ambitnym materiałem i doświadczonymi muzykami. Przez długi czas borykaliśmy się również z brakiem odpowiedniego perkusisty. Na szczęście Pierre zdecydował się powrócić na łono "Sandwicha" i... przeszliśmy do czynów :D Michał (i trochę ja) zaczął pisać teksty i rozpoczęliśmy proces twórczy w czasie cotygodniowych niedzielnych prób :) Tak oto ścierać zaczęły się wyobrażenia twórców z moimi pomysłami i możliwościami. Po drodze urodziło się też kilka nowych kawałków, nad którymi zresztą ciągle pracujemy. Już niedługo będziemy mieć szansę zaprezentować się wreszcie szerszej publiczności, zdwajamy zatem wysiłki...

Mam świadomość, że mogą to jakimś cudem nie być najwybitniejsze dzieła w historii muzyki rozrywkowej, ani najdoskonalsze z moich występów, ale... sprawia mi to niewypowiedzianą radość :) Po raz pierwszy mogę od początku tworzyć jakiś utwór, decydować co, jak i kiedy zaśpiewać. Mało tego - panowie jeszcze się mnie nie pozbyli, a nawet wydają się być zadowoleni z moich popisów (przynajmniej przez większość czasu) :D Nie ma dla mnie piękniejszego komplementu niż wtedy, gdy słyszę, że wypełniłam daną piosenkę lepiej niż jej autor przewidział. ;)

"Sandwich" w pełnej krasie


To nie musi być Wasz styl i nie musi się podobać. ;) Dla zainteresowanych - strona na fb z kilkoma, wciąż jeszcze lekko chropawymi, nagraniami z prób: Sandwich ! Tak czy inaczej, udział w projekcie "Sandwich" pozostanie kolejnym miłym zaskoczeniem, jakie zaserwowało mi Tajpej i kolejnym elementem tutejszej codzienności, za którym będę bardzo bardzo tęsknić!



  

2 komentarze:

  1. Alotówna siadaj i śpiewaj!!! :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh Krzychu, nawet nie wiesz, jakie pokłady nostalgii uruchamiasz ;)

    OdpowiedzUsuń