Jeśli myślicie, że jesteście kozakami, bo byliście kiedyś na paintballu, zdarzyło Wam się skoczyć na bungee, albo chociaż przynajmniej raz próbowaliście objechać krakowskie planty w słoneczną niedzielę w porze lunchu, to tak naprawdę jeszcze nic nie wiecie o sportach ekstremalnych. W Tajpej powszechny i całkiem popularny jest ten najstraszniejszy z nich wszystkich - jazda miejskim autobusem!!!
Myślicie, że żartuję? To spróbujcie chociaż ogarnąć rozkład jazdy. :D
Tu mamy standardowy przystanek autobusowy. Te bardziej wypasione wyposażone są w wiaty i tablice wyświetlające przewidywany czas oczekiwania na dany autobus.
Tabliczka podaje nazwę przystanku i kierunek, w którym docelowo zmierzają pojazdy poszczególnych linii. Rozpiętość numerów jest jak widać spora, różnią się też kolorami, co - uwaga - ma znaczenie!
A tak już wygląda rozkład jazdy zamieszczony na obrotowym cylindrze: numer i podstawowe informacje - w jakie dni jak często dany autobus jedzie
A po prawej stronie przejrzyście rozrysowana trasa - zwróćcie uwagę na urokliwe pętelki
Same autobusy są na ogół w niezłym stanie, bywają takie bardziej przypominające nasze miejskie, jak i te zbliżone do PKSów, zdarzają się też miniaturki. Tak czy siak autobus jaki jest - każdy wie. Zajrzyjmy zatem do środka, bo i tam można się załapać na parę ciekawostek.
Po pierwsze, którymi drzwiami wsiadamy? Tymi obok kierowcy, czy tymi na środku? (Zakładając, że mamy wybór :D) Generalnie jest to związane często z tym, kiedy mamy płacić za przejazd - przy wsiadaniu, czy przy wysiadaniu, jako że maszyna do uiszczania opłaty znajduje się obok kierowcy. Skąd wiemy kiedy płacić? Zwykle obok przednich drzwi znajduje się podświetlana tablica informująca o tym fakcie, także w popularnym języku zachodnich barbarzyńców. Ta ogólna zasada dotycząca abordażu nie jest jednak ściśle przestrzegana i nam też zdarza się wsiadać środkowymi drzwiami i nie płacić od razu mimo takiej wskazówki na wyświetlaczu. Dlaczego? Bo do tych wskazówek nie warto się przywiązywać :D Zmieniają się bowiem w trakcie jazdy, bez ostrzeżenia. Co jeśli zapłaciliśmy przy wsiadaniu, a teraz tabliczka nawołuje do opłaty przy wysiadaniu? Ignorujemy i wysiadamy środkowymi drzwiami, kierowca i wszyscy pasażerowie wiedzą, o co cho. Ewentualnie nadgorliwy kierowca obdaruje nas przy wejściu kolorowym papierkiem poświadczającym zapłatę, który przy wysiadaniu mu oddamy.
Jak wygląda sama płatność?
Na zdjęciu poniżej mamy przedstawiony panel zbliżeniowy, gdzie przykładamy naszą kartę miejską, aby odbić z niej pożądaną kwotę. Do naszych uszu dociera wtedy radosne pikanie - pojedyncze przy biletach standardowych, podwójne - przy uczniowsko-studenckich, potrójne - przy tych dla seniorów.
Jeśli nie masz karty - bez obaw. Pieniążki można wrzucić do maszyny poniżej, zaopatrzonej także w automatyczny rozmieniator :D Standardowa cena za przejazd to 1,50 zł.
Co jeszcze zastaniemy w środku? Przede wszystkim widoczną na każdym kroku troskę o osoby starsze. Zwykle wszystkie fotele w przedniej części pojazdu, ustawione bokiem do kierunku jazdy, jak i dwie pierwsze pary siedzeń w drugiej połowie przeznaczone są właśnie dla nich (a także kobiet w ciąży, matek z dziećmi etc.). Fotele te wyróżniają się nawet kolorem obicia.
Tu mamy jedno z takich siedzeń, z widokiem na wyjście ewakuacyjne
Na panelu nad kierowcą wyświetlają się nazwy przystanków, które są też odczytywane w czterech językach: po mandaryńsku (chińsku), tajwańsku, w języku Hakka i po angielsku.
Dlaczego ma to takie znaczenie? Bo to, że autobus jedzie jakąś trasą i ma wyznaczone dane przystanki, wcale nie oznacza, że się na tych przystankach zatrzyma :D Chcąc wsiąść, machamy na kierowcę, żeby się zatrzymał. A chcąc wysiąść?
Wciskamy jeden z przycisków obficie rozlokowanych wewnątrz pojazdu.
Jakie są skutki uboczne takiego skądinąd sprytnego systemu? Po pierwsze, nigdy tak naprawdę nie wiesz, ile potrwa Twoja podróż, zależy to bowiem oczywiście od liczby przystanków, na których zatrzyma się autobus, od liczby chętnych do skorzystania z niego pasażerów etc. Po drugie, autobusy nie mają wyznaczonych godzin odjazdów, a tylko średni czas odstępu między jednym a drugim. Oczywiście odstępy te mogą się w praktyce zmieniać i de facto często jest tak, że zamiast czekać 4-6 minut, czekamy 15 po to, żeby zobaczyć, że podjeżdżają trzy nasze autobusy z rzędu, jeden za drugim. Które za chwilę radośnie zaczną się wyprzedzać, więc nigdy nie wiadomo, do którego najlepiej wsiąść :D
Żeby nie było tak pięknie i kolorowo - zajrzyjmy jeszcze do tego bardziej PKSowego autobusu, przynajmniej można poczuć się bardziej swojsko:
Ale co to za rządek przywieszonych do rurki gwizdków? Do czego one mogą służyć?
Otóż można i należy z nich skorzystać w przypadku, gdy w pojeździe grasuje złodziej, czy inny obmacywacz celem wszczęcia alarmu :D
Jeżeli dotychczasowe informacje nie zrobiły na Was wrażenia, to pomyślcie o tym, że oto jedziecie danym bolidem w towarzystwie stada Tajwańczyków i musicie się przecisnąć do przednich drzwi. Biorąc pod uwagę fakt, że nie są oni narodem szczególnie myślącym o innych, żeby nie powiedzieć - myślącym w ogóle (nie chcę nikogo obrażać, ale z logiką i prostym myśleniem w kategoriach następstwa przyczynowo-skutkowego to mają problemy), ta z pozoru prosta czynność nie wydaje się już tak banalna. Sprawę komplikuje fakt, że kierowcy autobusów miejskich w Tajpej są rekrutowani tylko i wyłącznie spośród niespełnionych kierowców rajdowych, co w połączeniu z dużym ruchem, licznymi zakrętami, obecnością na drodze wielu skuterów, rowerów i taksówek (nieraz nie da się wysiąść z autobusu, bo przed nosem przejeżdża ci kawalkada jednośladów), a także dość swobodnym traktowaniem instytucji przystanku na żądanie - daje mieszankę wybuchową. Ile by w takim autobusie nie było uchwytów, poręczy, rurek - nie ma opcji, żeby choć raz w czasie każdej trasy porządnie nami nie zarzuciło, nawet jeśli mamy miejsca siedzące.
Jeśli to nie jest sport ekstremalny, to co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz