Alot wraca w dobrej czerstwej formie, przynajmniej w kwestii tytułu:P Dzisiejszy wpis będzie o - któż zgadnie?! - Maladze! Na pewno kojarzycie z rodzynkami, winem i wakacyjną mekką, przynajmniej ja tak kojarzyłam przed wyjazdem...
Tymczasem.. być może dlatego, że 9/10 osób, którym wspomniałam o planowanym pobycie w Maladze, reagowało w stylu: "nie no, fajnie, tam nie ma co robić, ale spoko - zawsze jakiś urlop", śródziemnomorski kurort Andaluzji tak pozytywnie mnie rozczarował. :) Przyjazny klimat, czysto, pagórkowato ale plaża też jest, arena dla byków, amfiteatr rzymski i ruiny twierdzy Maurów, a do tego tropikalna roślinność z palmami na czele... Jakoś tak przyjemnie, relaksująco, idealnie na urlop... Zwłaszcza de facto 1,5-dniowy. Nie zdążyłyśmy się znudzić, a nawet pewnie zostało jeszcze coś do zobaczenia.
Wizytówka Malagi :D
Ale po kolei... Uprzedzam, że dzisiejszy wpis to raczej slajdowisko - jak urlop to urlop :)
Lotnisko w Maladze zaskakuje. Terminal odlotów to elegancja-Francja, ale przylotów...
Taki szpital psychiatryczny. Klamek nie stwierdzono.
Jakoś udało nam się dotrzeć do miasta, a tam od razu - zanim jeszcze zdążyłyśmy dobrze spojrzeć na mapę - jak spod ziemi wyrósł lokals, który całkiem niczego sobie angielszczyzną objaśnił nam, którędy mamy iść i troskliwie wyraził nadzieję, ze jeszcze spotkamy kogoś władającego mową Anglosasów, bo taka trudna droga przed nami :D Jakoś dałyśmy radę..
Co tu kryć - przyjemny widok
Alota ciągnie do mapy..
.. Justynę do roślinności :)
Spacer trwa
a uliczki są malownicze
ściany też :)
Na górze..
..a pod nią
Pora na czerwony dywan! Bo akurat trwał festiwal filmowy. Przypadek?
Za to amfiteatr uaktywnił w nas ukryte dotąd (chyba słusznie) talenty :D
Twierdza twierdzą, spodziewałyśmy się murów, ruin i wystawy uzbrojenia a tu niespodzianie - zielono i przytulnie
Wreszcie zdobywamy wysokość
A z nią widok na miasto
I pomysły na focie :P
Pora na powrót do cywilizacji i poszukiwanie strawy. To była tylko rozgrzewka: sałatka z ośmiornicą, tortilla de patatas i sangria ;)
Dla niekumatych turystów
Standard w hiszpańskich kościołach - figury ubrane w prawdziwe szaty. Zwłaszcza suknie Maryi robią wrażenie - nie od dziś wiadomo, że nosiła się z hiszpańska ;)
A tu już rozczulająca scena: pracownik sklepu (w sile wieku zresztą) odkurza miotełką buty na wystawie
Hmmm.. Niby późno a jasno..
.. i ciepło ;)
Może nie malaga, ale z tą nazwą biorę w ciemno :D
Pojedzone, popite, to można się jeszcze przejść...
..uniwersytet..
..i plaża!
A tu już amfiteatr w nocnej odsłonie
Intrygująca agencja nieruchomości z Sherlockową wystawą
Rozgrzewka kolacji nr II - mini kanapeczki z dobrem wszelakim (na pierwszym planie chorizo przykryte jajkiem sadzonym i marynowaną papryczką, w tle wersja z tuńczykiem, a dalej - z ośmiorniczką)
Humory dopisywały w knajpie.. :)
.. w hostelu też :D
Myślę, że zwłaszcza łazienka zasługuje na uwagę... :D
Wystawka na balonie kuchni również :D
Prasówka na ścianie też niczego sobie
A tu już nasze pierwsze skrzyżowanie w Maladze i historia zatacza koło: to właśnie z tego miejsca ujrzałyśmy miasto po raz pierwszy...
Co tu kryć - w Maladze spędziłyśmy mało czasu, właściwie bez przygotowania: zdałyśmy się na informację turystyczną, a przede wszystkim - własną intuicję. I nie narzekamy. Może to miejsce to rzeczywiście nic specjalnego, ale dla nas najważniejszy był wszechogarniający nastrój relaksu. I palmy :D Czegóż chcieć więcej podczas urlopu? ;)
Dla spragnionych (!) wrażeń, dodatkowych zdjęć i konkretnych informacji: Alot zaprasza na Różaną (Kraków Dębniki) i oferuje to, co jeszcze zostało z jednej jedynej butelki wina malaga. Aktualny stan na zdjęciu poniżej:
Zapewniam, że dobre ;) Co najmniej tak jak następny wpis o Ferii de Abril w Sewilli!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz