Przy okazji końcoworocznych podsumowań nie może u mnie zabraknąć wyrzutów sumienia z powodu tych wszystkich wpisów, które nie ujrzały światła dziennego. Tych zaczętych na różnych karteluszkach, tych układanych pod prysznicem czy w kolejce SKM. Tych, o które pytaliście i tych, które może nikogo nie interesują, ale zwyczajnie chodziły mi po głowie. Pozwólcie zatem w tym jednym zestawieniu, które może przeglądacie właśnie na kacu 1 stycznia, podzielić się kilkoma wspomnieniami z 2018.
I nie, nie będę teraz obiecywać, że w nowym roku zostanę lepszą, systematyczniejszą blogerką (zwłaszcza że pierwsze dwie okazje nadarzą się już w styczniu, więc bardzo szybko byście mnie z tego postanowienia rozliczyli :D), to co teraz zrobię, to pożyczę Wam i sobie wielu udanych, mniej lub bardziej dalekich, wypraw w 2019! Żebyśmy podróżowali, zbierali wspomnienia, a potem się nimi dzielili i...podróżowali jeszcze więcej! I żeby na to czasu i funduszy nigdy nie brakowało ;)
Ok, zaraz nawet ci, którzy nie są na kacu, porzucą ten przydługi wpis, zatem jedźmy z tym koksem!
Szwajcaria - Lucerna, Genewa, Lozanna, Fryburg, Berno, Zermatt (styczeń-luty)
Jak pewnie niektórzy wiedzą, w Liechtensteinie/Szwajcarii spędziłam 5 miesięcy w celach służbowych, ale od czego są weekendy! Pewnej soboty odwiedziłyśmy 4 miasta, innej - wjechałyśmy na lodowiec, a to wszystko dzięki mobilizacji i złapaniu pociągu o 5.17. Kraj Helwetów potwierdził stereotypy o przepięknych widokach, perfekcyjnej kolei, wysokiej stopie życiowej i generalnej wygodzie. Bardzo chciałabym tam wrócić, bo jeszcze tyle do zobaczenia! Za to marzenie o ujrzeniu Matterhornu na własne oczy mogę już skreślić z listy:)
Genewa
Ile się trzeba namęczyć dla dobrego zdjęcia ;)
Złamane krzesło przed siedzibą ONZ w Genewie
Lozanna - powyżej i poniżej
Mocno krzywe metro w Lozannie
Słynna rzeźba w Bernie, można przegapić, taka niepozorna
A tu w drodze na lodowiec (Glacier Paradise) nad Zermatt, jako jedyne jechałyśmy bez nart
Tu już widok z lodowca
A tu z jego wnętrza
Gdyby ktoś miał wątpliwości, kto tu rządzi..
Chmury się zbierają
A kolej kursuje, taki mają klimat, że się da ;)
Włochy - Trydent i Bolzano (maj)
Kolejna weekendowa wyprawa w przerwie od pracy. Niezastąpione dolce vita, wiosna w pełnym rozkwicie, obcowanie z zabytkami i sztuką, ale też prawdziwy relaks, w sam raz na urodziny... Wino, gelati, czego chcieć więcej?
Jest winorośl, jest dobrze!
Gelati!
Torre Aquila i freski z XV wieku!
Szwecja - Goteborg i Sztokholm (czerwiec)
Jakie to było pozytywne zaskoczenie! Bardzo gorący okres w pracy, zatem zero przygotowań i oczekiwań, chęć po prostu oderwania się i relaksu, a tu...
Goteborg okazał się niezwykle przyjazny i przytulny. W pamięci pozostanie na pewno rejs po archipelagu, gdzie miejscowi mają swoje domki letniskowe, śledzie w wielu odsłonach, niby podobne a jednak tak różne od naszych, mecz piłkarski Szwecja- Peru, tak nudny, że największą atrakcją było śledzenie lotu samolotów składanych z kartoniady (za to sam stadion super!) i wspaniały wieczór nad fiordem z widokiem na dźwigi portowe.
Są śledzie, jest impreza!
W krainie domków letniskowych
Pingwiny w miejskim parku? Czemu nie!
Z tym urządzeniem mogliśmy tylko pozować do zdjęć, siedząca obok Szwedka dała nam bardzo dosadnie do zrozumienia co sądzi o jego używaniu :D
#braksłów
Z kolei pociąg do Sztokholmu zaskoczył tym, że luksusowa była w nim tylko cena. A krajobrazy? Trochę nie dziwi, że u nich tyle mistrzów posępnych kryminałów, skoro wszędzie tylko lasy i jeziora ;)
Sam Sztokholm natomiast to już wielkomiejski szyk, choć z urokliwą starówką, monumentalne budynki i tylko może cień goryczy, że do ich rozkwitu doszło trochę naszym kosztem. Bez wątpienia jednak gwiazdą wyjazdu zostało muzeum Vasa- kolejne spełnione marzenie z dzieciństwa, kiedy tata opowiadał o przebogatym królewskim statku, który zatonął tuż po wyjściu z portu w 1628 roku i zachował się w niemal nienaruszonym stanie!
No cóż, takie mieliśmy wtedy układy
Oryginał podniesiony z dna!
Gruzja - Mccheta, Tbilisi, Dawit Garedża (sierpień)
Co prawda o Kazbeku i Truso już było, ale Gruzja to znacznie więcej! Odwiedziliśmy dawną stolicę Mcchetę, gdzie wciąż można podziwiać kościół, którego historia sięga X wieku, a wieczorkiem wybrać się na degustację win. Mccheta, choć położona bliziutko od Tbilisi ma zupełnie inny klimat - przypomina śródziemnomorską perełkę :) A skoro mowa o Tbilisi - czego tam nie ma! Piękne pokazowe nowoczesne dzielnice, zapadnięta starówka, 70 rodzajów chodników i żywiołowość rodem z początku lat 90. Z Tbilisi można się wybrać na jednodniową wycieczkę (dość męczącą, fakt) aż pod granicę z Azerbejdżanem, a tam - kompleks monastyrów z VI wieku wydrążonych w skale pośrodku stepu jak z "Pana Wołodyjowskiego". Najbliższa knajpa (wciąż pośrodku niczego) jest prowadzona przez... Polaków, oczywiście :D Ach ta Gruzja... Wrócę koniecznie, zachęcam bardzo bardzo!
Mccheta
To się nazywa chrzest!
:):):):)
W stepie szerokim...
Nasi tu byli!
Niby pogoda taka sobie, a do zwiedzania Tbilisi idealna
I jak tu się nie zgodzić?
Ta bardziej reprezentacyjna część stolicy
Turcja - Alanya, Side, Kapadocja (sierpień)
Nasze pierwsze "all inclusive". Ani niespecjalnie "all", a na pewno nie "inclusive", ale przynajmniej co nieco się nauczyliśmy i gdybyśmy jeszcze kiedykolwiek mieli się zdecydować na taką opcję, będziemy mądrzejsi. I na przykład nie wybierzemy zakwaterowania w samej Alanyi, bo - chyba z wyjątkiem okolic portu - to prawdziwe piekło na ziemi :D Turystyczne zagłębie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Na szczęście niedaleko jest do ruin w Side - polecamy!
Targ - jedno z prawdziwszych miejsc w Alanyi
Port
Koci park
A tu już Side
W amfiteatrze wciąż odbywają się koncerty
Perłą wyjazdu stało się kolejne spełnione marzenie - Kapadocja! I lot balonem o świcie!
Niesamowite!
W środku skalnych kościołów nie można robić zdjęć
Wyprawa zaczyna się jeszcze kiedy jest ciemno. Stopniowo przybywa światła i powietrza w balonach
Z czasem do głosu dochodzi też ogień
Pierwsi już wystartowali
Teraz lecimy i my!
(nie) Patrz w dół!
Pierwsi skończyli
W końcu i my zbliżamy się do ziemi :(
To jeszcze nie koniec, ale wszak jest sylwester i miałam robić coś innego :) Nastrój po tych wszystkich wspomnieniach już jest szampański. Chcę wierzyć, że jutro zamieszczę ciąg dalszy, ale jakby co - niczego nie obiecywałam! :)
Tak czy inaczej, prędzej czy później - do napisania!
Za zdjęcia dziękuję Weronice, Sylwii i Adamowi