niedziela, 15 czerwca 2014

Koty górą!

Czasu coraz mniej, a pogoda nie rozpieszcza, więc staram się wykorzystać każdą chwilę, kiedy akurat nie pada, nawet kosztem zajęć ;) Już kiedyś obiecałam sobie powrócić do Houtong, zwanego też Kocią Wioską, ale tym razem zwiedzić je dogłębniej. No i wreszcie się doczekałam! Pogoda zdążyła zmienić się kilkukrotnie, ale kropić zaczęło dopiero w drodze powrotnej, więc... sukces :D


Tym razem podobało mi się chyba nawet bardziej niż poprzednio. Co jest zatem tak urzekającego w Houtong?

KRAJOBRAZY

Może nie jest to nic szczególnego na Tajwanie, ale mi się tam nadal podobają zalesione wzgórza przecięte rwącą rzeką, którą można przekroczyć tylko za pomocą malowniczych mostów. I jasne, nie ma tu stromizn jak w Taroko, czy wodospadów jak w Wulai (przynajmniej nie w najbliższej okolicy, są stosowne szlaki, ale trzeba chwilę potuptać, a nie miałam niestety aż tyle czasu), co nie zmienia faktu, że ładnie w tym Houtong!





HISTORIA

Po pierwsze, nazwa miejscowości oznacza jaskinię zamieszkałą przez małpy i, choć samą nazwę zmieniano na przestrzeni lat, lub przynajmniej kształt znaku na "małpę", powrócono do niej ostatecznie i teraz wszędobylskie koty muszą się nieco dzielić przestrzenią z sympatycznymi człekokształtnymi ;)

Po drugie, podstawą wielkiego ongiś rozkwitu Houtong był węgiel kamienny. I choć złoża już dawno się wyczerpały, a większość infrastruktury rozpadło się i zarosło, wciąż jeszcze można tu z łatwością odnaleźć pozostałości dawnej epoki. Jest ciekawe darmowe muzeum, kilka starych budynków, most przeznaczony kiedyś do transportu węgla... Wszystko ładnie oznaczone i podpisane po chińsku, angielsku i japońsku :)







SIELANKA

Co tu dużo kryć, Houtong za duże nie jest i choć dzięki wszelkim atrakcjom związanym z malowniczym położeniem, pozostałościami kopalni i - oczywiście - kotami przeżywa niejako drugą młodość, wciąż pozostaje uroczą wioską. Nawet nie trzeba szukać bocznych uliczek, aby zobaczyć lokalne życie ;)



Sporo tam mieli takich huśtawek!


No to mamy Alota na huśtawce. Kompozycja z odrapanym murem :P  




JEŚLI NIE KOTY, TO CO?

Żeby nie było, że Houtong to tylko koty i narysowane małpy :P

Chyba największy motyl, jakiego do tej pory widziałam!

Jaszczur

Pszczółki 

Endemiczny ptaszor 

Król 

I gąska 
Psy też się zdarzały ;)

KOTY

Jest ich w Houtong oczywiście cała masa. Zadbane, zdrowe, przyzwyczajone do pławienia się w glorii i chwale, perfekcyjnie tresują każdego homo sapiens, jaki się nawinie, niezmiennie niezależne. Możesz zachęcać je karmą, nawoływać i głaskać, ale one i tak zrobią to, co ONE chcą, wtedy, kiedy IM pasuje :D I wcale nie musi im się akurat chcieć pozować. Jestem przekonana, że ile aparatów w Houtong, tyle zdjęć, nie ma szans na dwa identyczne! Sama napstrykałam ich mnóstwo i niełatwo było dokonać selekcji... ;)

No dobra, jeśli nie jesteście fanami tych zwierząt, to możecie w tej chwili przerwać. Wszystkich normalnych zapraszam do oglądania :P

Łapki!

Pantera 

Uwaga koty! Zwolnij! 

Rozrabiaki 

Witamy na świecie! 

Wszędzie się wcisną 

Zaduma 

Pan na dzielni 

Najciemniej pod latarnią 

Pełen asortyment 

Jak uszlachetnić plastikowe krzesło 

Black&white 

Coś na drogę 

Zjeżony 

Wszędzie dobrze, ale w pudełku najlepiej 

Koty to czyściochy, nie kładź jedzenia dla nich na ziemi!

Koto-buki 

Na co się gapisz? 

Kot maszynisty 

Te oczy! 

Miau! 

No cóż, kolejna wyprawa zakończona. Trochę dziwnie się czuję na myśl, że może już nigdy do Houtong nie zawitam... Dobrze, że w Polsce czekają na mnie dwie czarne pantery ;) 











poniedziałek, 9 czerwca 2014

Majowe migawki

Czas leci. Ba, przyspiesza! Nawet się nie obejrzałam, kiedy maj minął...

A był to miesiąc nietuzinkowy. Odwiedziny gości, morderczy certyfikat, egzaminy na koniec semestru, a zaraz po nich - wyprawa rowerowa, ale o tym wszystkim już gdzieś kiedyś była mowa :) 

Oto zatem niniejszym przedstawiam, co mniej więcej działo się przez resztę mojego ulubionego miesiąca.

1. Urodziny

Pragnę w tym miejscu jeszcze raz podziękować wszystkim i każdemu z osobna za zorganizowanie tak niezapomnianej imprezy (no dobra, ja kilku szczegółów nie pamiętam, ale to przywilej solenizantki :D), zwłaszcza w tak niesprzyjających warunkach (rano trzęsienie ziemi, a następnie całodniowa ulewa). Poniżej wyjątkowy prezent - kolekcja urodzinowych polaroidów!



2. Kulturalna sobota

Dzień nie może być zły, jeśli zaczyna się od takiego śniadania/lunchu (bo to już po 13tej było):


Miejsce akcji: nasze ulubione Addiction Aquatic Development. 
Cena: nieprzyzwoicie niska. 
Jakość: nieprzyzwoicie wysoka, zwłaszcza w stosunku do ceny. 
Dodatkowe walory: wiecznie głodny miauczący rezydent ;)


Miało być kulturalnie i było. Po zaspokojeniu najniższych potrzeb udaliśmy się do dwóch muzeów. Najpierw: Taipei Story House, budynek, który w tym roku obchodzi setne urodziny. Tak wygląda za dnia...


...a tak, gdy się ściemni 

Akurat trafiliśmy na wystawę poświęconą wszelakim sposobom przepowiadania przyszłości :D Chętnych nie brakowało, a obsługa bardzo kompetentna i pomocna!


Do odważnych świat należy

Gustowne wnętrza 

Tak jakby coś rozumiał :P 

Najciekawszy eksponat

Poniżej instrukcja obsługi 

Alot próbował wdzięcznie zapozować na tle zieleni. Wyszło jak zawsze :D 

Kolejnym przystankiem tego dnia okazało się pobliskie Muzeum Sztuk Pięknych. Darmowe! Z zewnątrz straszne, wnętrze całkiem całkiem...

Czemu pan robi zdjęcie?

A temu! 

Zsinizowani (?)

Skomunizowani (?)

Cóż to może być? 

I wszystko jasne... :) 

Ponad podziałami 

I wszystko jasne, jestem we właściwym miejscu ;) 

Moja nowa tapeta 

Nieco przerażająca wizja 

Taki tutejszy gobelin? 

A tu można było spocząć na szacownych eksponatach 

Finał soboty przypadł na jedną z moich ulubionych świątyń: Bao An!


3. Próby! W końcu występ tuż-tuż. Poniżej 1/2 "Sandwicha" w dwóch odsłonach

Wiem, że nieostre, ale dla tej miny mogę poświęcić nawet moją nieistniejącą reputację fotografa :D

Strojenie ;) 


4. Intrygujące zjawiska pogodowe

W maju spektrum było dość rozległe - od poparzeń słonecznych (rzadziej) do chlupotu w butach (zdecydowanie częściej).

Malowniczy poranek - widać góry!

Nie mniej malownicza ulewa :D 

Zmokłe ptaszory 

I rwące rzeki w parku


5. Muzeum Sztuki Współczesnej

Byłam dość nieufna, jako że nie jestem największą entuzjastką tego, co współcześnie uważa się za sztukę, ale... Zwracam honor! Zarówno sam budynek (jeszcze z czasów okupacji japońskiej), jak i wystawa - współczesna sztuka koreańska przypadły mi do gustu niezmiernie :) Nie będzie zbyt wielu zdjęć, bo postanowiłam być aż takim hipsterem, że zostawiłam telefon w szafce :D Chyba jako jedyna, zresztą...

No to zbliżamy się..

Jeden z eksponatów z dala... 

..i z bliża

Pojazdy (?) wszelkiej maści 





To był czad! Obraz 3D utworzony z kilku warstw odpowiednio udrapowanej siatki! 

A na deser: majtkowy róż w plenerze o szumnej nazwie Ulysses;)


To taki skrót z maja, a tymczasem mamy już 10 czerwca, dziś wpływa stypendium, a za dwa miesiące będę już na dobre w Polsce, nawet po odespaniu jet laga. Sporo już się w tym miesiącu wydarzyło, a planów jeszcze więcej, bo czas goni! Jeszcze mogłaby się pogoda poprawić, bo plaża czeka! Będę Was informować na bieżąco ;)

PS. Tak, wiem, że w Polsce upały i sezon na grilla rozpoczęty :P