poniedziałek, 18 listopada 2013

Spirited Away

Ciesząc się ostatnimi dniami swobody przed rozpoczęciem nowego semestru, postanowiłyśmy zadbać o wewnętrzne dziecko w każdej z nas. Uderzyłyśmy zatem do Muzeum Lalkarstwa, a następnego dnia - do Jiufen, malowniczego miasteczka, którego sceneria stała się inspiracją do dobrze Wam zapewne znanego filmu "Spirited Away".

No to po kolei. 


To NIE jest muzeum, a tylko centrum handlowe obok, ale wzrok przykuwa :D

Generalnie samo muzeum jest niewielkie, ale sprawia wiele radości - wiele ekspozycji jest interaktywnych, można się samemu pobawić, można obejrzeć film, posłuchać muzyki, która tradycyjnie towarzyszyła spektaklom... Jestem w dziedzinie chińskiego lalkarstwa zupełną ignorantką, więc tym większą frajdę sprawiło mi odkrywanie jego bogactwa. Zobaczcie zresztą sami.


Przyjemniaczek 

Na tego brak mi słów.. Jedno oko na Maroko, drugie na Kaukaz :P 

Alot w swoim żywiole 

Alik zresztą też - jak widać dwie kukiełki już wykończyła i wzięła się za kolejne :D 

Tutaj przedstawiono proces powstawania główki takiej lalki... 

A tu to, co na główkę, niekoniecznie lalki, można założyć 

Awww.. 

Była też wersja ze światełkami! 



Powiew westernu 

Przykładowy kostium 

Tygrysek, zdecydowanie nie en face 

To się nazywa magnetofon! 

Pora na sylwety 


Ponownie Alot w akcji 

Quasimodo 

Baletnica? 

Jak wspominałam, muzeum nie było zbyt duże, więc nawet obejrzenie wszystkich filmów i pobawienie się wszystkimi (przeznaczonymi do tego) eksponatami nie zajęło nam sporo czasu. Postanowiłyśmy więc jeszcze porozkoszować się widokami na zewnątrz. 


I jeszcze kilka ważnych zasad obowiązujących w parku 


Rzut oka na futurystyczne centrum handlowe

To co przed nim 

Fuj! 

I to co w środku 

I już można było się zacząć przemieszczać na polskie spotkanie z towarzyszeniem tortilli, po drodze odzyskując nieco wiary w naród tajwański na widok takiego graffiti ;) 

A dnia następnego... Jiufen!

Mieścina ta urzekła nas z kilku powodów. Po pierwsze - jest położona poza miastem, a więc miałyśmy okazję wybrać się na jakąś dalszą wyprawę, co jak dotąd nam się za bardzo nie zdarzało. Po drugie - jest mekką japońskich turystów, więc w zasadzie czułyśmy się jak by nas teleportowano do Nihonu. Po trzecie - w przeciwieństwie do Tajpej, Jiufen znajduje się zdecydowanie we władaniu kotów! Od siebie (jako od osoby góroseksualnej, jak mnie ostatnio podsumowała Alik :D) dorzuciłabym na pewno powód czwarty - Jiufen jest położone na wzgórzu, więc wszędzie jest dużo schodów, ciężko znaleźć równy kawałek podłoża, a do tego obok wznosi się malowniczy szczyt, którego co prawda jeszcze nie zdobyłam, ale pozostaje to kwestią czasu. Co prawda główne szlaki w Jiufen nawet w poniedziałek były dość zatłoczone, na szczęście wystarczyło jednak odbić w dowolnym miejscu i już można było się rozkoszować ciszą i spokojem. I własnymi schodami :D

Tu jeszcze w drodze

Widok z jednego z wielu tarasów widokowych w miasteczku 

Moja górka! Czyż nie jest piękna? 

Mimo poniedziałku, ruch w miasteczku spory 

Wejście na główną uliczkę

Na której można znaleźć różne różności 

Trzeba tylko się pogodzić z faktem, że więcej osób przyszło je podziwiać 

Tu jeden z hitów - "naleśniki" z warstwą startych z bloku orzeszków i lodami 

Zdecydowałyśmy się jednak na coś innego - również lody, ale w czymś a la pancake'i 

Zbliżenie na smak miętowy z czekoladą :) Największy szok - lody nie były zbyt słodkie!!! 

Poniżej - wnętrze i otoczenie pięknej herbaciarnio-galerii






Polski akcent na jednej z mniej uczęszczanych uliczek


I... koty! 




 Schodki :)



Tu kolejny przysmak, na który się nie zdecydowałyśmy i nawet nie mamy pojęcia co to jest, ale nie wyglądało zachęcająco


Poniżej świetny sklepik z okarynami


 we wszelkich możliwych kształtach :)




Skosztowałyśmy jeszcze takiego ciasteczka - ja z nadzieniem ananasowym 

Alik - któż zgadnie - zielona herbata 

Nadejszła i pora na zachód słońca 

Moje uniesienia na widok górskich szczytów 

Dosłowne uniesienia :P

Zajrzałyśmy też na tutejszy cmentarz 

I udałyśmy się w drogę powrotną do miasteczka na ostatnią, nocną sesję zdjęciową 




Tu już zbliżamy się do najbardziej obfotografowanego budynku Jiufen 

Ta-daam. Przesłynna herbaciarnia 


A tu już właściwie ostatnia prosta prowadząca na przystanek 

Czymże byłaby jednak bez minięcia gigantycznego creepy kota na dachu? :D 

Podsumowując, nasze wewnętrzne dzieci bawiły się świetnie. Do Jiufen na pewno jeszcze wrócimy. Tych, którzy wciąż nie widzą związku między malowniczą mieściną a słynnym filmem - odsyłam do artykułu: klik :D

Jutro wracamy do kieratu...